Wielki Post

Wierzę - II Niedziela Wielkiego Postu

Nasza wiara domaga się nieustannego pogłębiania. Poprzedzać to musi jednak świadoma decyzja wiary. To decyzja o tym, że wierzę w Jezusa – człowieka, Chrystusa i Syna Bożego.

Ewangelia (Mk 9, 2-10)

Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tam się przemienił wobec nich. Jego odzienie stało się lśniąco białe, tak jak żaden na ziemi folusznik wybielić nie zdoła. I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem, którzy rozmawiali z Jezusem.

Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: «Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza». Nie wiedział bowiem, co powiedzieć, tak byli przestraszeni. I zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się głos: «To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie!» I zaraz potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie, tylko samego Jezusa. A gdy schodzili z góry, przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych. Zachowali to polecenie, rozprawiając tylko między sobą, co znaczy „powstać z martwych”.

Rozważanie

Wierzę w Ciebie

Przed nami ostatnia niedziela miesiąca i pora na dalsze rozważanie wyznania wiary. Określamy ją słówkiem Credo (z łac. wierzę). Otwierając ten cykl pisaliśmy o tym czym w ogóle jest wiara. I tak króciutko przypominając: w znaczeniu filozoficznym wiara jest uznaniem rzeczywistości niewidzialnej, a w znaczeniu duchowym: uznaniem niewidzialnego Boga i powierzenia się Jemu. W odróżnieniu od wiary jest jeszcze wiedza, tzn. pewny sposób poznania wynikający z działania zmysłów (jak kimś rozmawiam, to nie wierzę, że z nim rozmawiam, tylko to wiem) albo z zasad nauki (wiem, że dwie proste równoległe nigdy się nie przetną). Wiedza jest określana jako „widzenie”. 

W tym co do tej pory powiedzieliśmy, nie został poruszony najważniejszy rys wiary chrześcijańskiej, tzn. jej charakter osobowy. Nie wierzymy przecież „w coś”, „w rzeczywistość niewidzialną” (energia), ale „wierzę w Ciebie”. Wróćmy jeszcze na chwilę do określeń sprzed miesiąca, tzn. do „widzenia” i „wierzenia”. Małe dziecko wie, że 2+2=4, ale nie wie ile to jest 8*8. Tata wie, że 8*8=64, a dziecko wierzy, bo może nawet nie umie sobie wyobrazić tej liczby. Jaki stąd wniosek? Jest potrzebny ktoś kto widzi, żeby inny mógł uwierzyć. Dla nas takim Kimś jest nasz Pan. Wierzymy w Niego i wierzymy Jemu, gdyż On jedyny widzi Ojca:

Ja i Ojciec jedno jesteśmy.

J 10,30

Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić. 

Mt 11,27

Wierzymy Mu inaczej (bardziej) niż prorokom. Oni, choć mają szczególną relację z Bogiem, to ciągle są tylko ludźmi i ich sposób poznania Boga, choć głębszy od naszego, to wciąż wiara (u Jezusa widzenie). I tak oto w Jezusie to co niedotykalne, staje się dotykalne, to, co było dalekie, staje się bliskie. Jezus jest nie tylko świadkiem, któremu wierzymy, świadkiem tego, co widzi, ale On sam jest obecnością Boga na świecie. 

Punkt startowy chrześcijaństwa

Papież Benedykt, mistrz pytań zmuszających do myślenia, w swoich rozważaniach o drugim artykule wiary „Wierzę w… i w Jednego Pana Jezusa Chrystusa, Syna Bożego” je stawia. Czy możliwe, by pewnego człowieka, który około 30 roku został stracony w Palestynie uznać za Chrystusa (tzn. Pomazańca) Boga, ba Synem Boga i jednocześnie punktem środkowym i rozstrzygającym całej ludzkiej historii? Czy możliwe, żeby ten jedyny w historii punkt był decydujący dla losów świata przed i po nim?

Oto punkt startowy dla chrześcijaństwa. Z takimi pytaniami mierzyli się apostołowie i Kościół apostolski. Kiedy Kościół się rozrastał, zaczęły się pojawiać i herezje (błędne nauki). Na kolejnych soborach od Nicei (325r.) do Chalcedonu (451r.) Kościół skrystalizował naukę o osobie Jezusa Chrystusa. Mówiąc możliwie najkrócej: Jezus, człowiek z Nazaretu, jest bezspornie Chrystusem (Wybranym Boga), ale i więcej: Synem. A to, że jest Synem zawiera w sobie, że jest Bogiem. Jednocześnie Jezus, tak radykalny oddany służeniu, jest najbardziej ludzkim spośród ludzi, jest prawdziwym człowiekiem. Jezus Chrystus: prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek (nie pół Bóg i pół człowiek – to herezja).

Sens świata

W życiu Jezusa odkrywamy sens świata. Skoro On oddał się jako miłość, której nie grozi żadna przemijalność i skończoność, to „czyni życie wartym życia” (papież Benedykt). W ten sposób wiara ukazuje się jako odnalezienie jakiegoś „Ty”, które jest dla mnie oparciem. Tego oparcia ja sam nie stworzyłem (i właśnie dlatego mogę się na nim oprzeć). „Ty” Jezusa obdarza obietnicą miłości nie tylko pragnącej wieczności, ale i ją zapewniającą. 

Wiara chrześcijańska mówi zatem, że sens świata to nie jakaś reguła, idea, zasada, ewolucja czy przypadek, ale Osoba. Ten Sens (Osoba) mnie zna i kocha, dlatego mogę się mu powierzyć jak małe dziecko. W objęciach mamy dziecko już nie szuka niczego. W tym matczynym utuleniu znajduje odpowiedzi na wszystkie swoje pragnienia i pytania (nawet nieuświadomione). Dochodzimy więc do wniosku, że wiara, zaufanie i miłość są ostatecznie jednym i tym samym i że wszelkie treści, które dotyczą wiary obracają się wokół jednego „wierzę w Ciebie”, tzn. w odkrycie Boga w człowieku, który do nas przyszedł – Jezusie z Nazaretu.

Czy to naprawdę Ty?

Wyznawanie wiary wzmacnia wiarę, ale i wiara domaga się nieustannego pogłębiania. Dlatego Kościół zawsze staje jak zdumiony deklaracją „wierzący niepraktykujący”. Jak wierzyć, to przecież kochać i ufać, a miłość domaga się obecności i bliskości. Gdzie zatem lepiej doświadczyć obecności Boga jak nie w przyjęciu Komunii św.? Owszem samo przyjęcie Komunii św. nie działa jak automat zmieniający nasze uczucia. Mamy kształtować siebie, swoje „ja”, by spotkało się z „Ty”, które przychodzi do nas (można przecież się z kimś widzieć, rozmawiać i rozejść się nie spotykając na poziomie serca). Komunia św. nie usuwa automatycznie z naszego życia ciemności, nie spycha pokusy niewiary (przeżywali ją także apostołowie). Pokusę niewiary potęguje dodatkowo obojętność świata, który zdaje się drwić z nadziei wierzących. Komunia św. daje obiektywną, niezależną od naszego stanu emocjonalnego, pewność obecności Pana.

Nie bójmy się jednak zadawać pytania, które zadał uwięziony Jan Chrzciciel: „Czy to naprawdę Ty?” Nie chodzi o zabawę w podważanie wiary, ale o miłość, która pragnie bardziej poznawać, żeby bardziej kochać. W powyższej Ewangelii Apostołowie widzą na własne oczy przemieniającego się Jezusa (tzn. ukazującego bóstwo). Przez tę krótką chwilę zobaczyli to co niewidzialne, jednak potem zwątpili. Jeszcze później to doświadczenie w nich o(d)żyło i zostało już na stałe. Niech twoje i moje pytanie „Czy to naprawdę Ty?” będzie modlitewną prośbą do Pana, by odkrył przed nami to co dla nas niewidzialne, by dał się nam lepiej poznać, by usunął trapiące niepewności, uodpornił na rechot świata z nadziei, którą mamy w Panu. Prośmy, by wyznanie wiary „Wierzę w Jednego Pana Jezusa Chrystusa, Syna Bożego” było wyznaniem także naszego zaufania i naszej miłości.

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

ks. Łukasz Gałązka – kapłan archidiecezji warszawskiej, dekanalny duszpasterz dzieci i młodzieży w dekanacie staromiejskim.

Seria: Komentarze Wielkopostne 2024

Wierzę – II Niedziela Wielkiego Postu

Czytaj więcej:

Newsletter

Raz w miesiącu: email z nowym numerem Siejmy