Styl życia

Mogę więcej i lepiej? Duchowy perfekcjonizm

Promowany zewsząd kult sukcesu odmawia człowiekowi prawa do popełniania błędów. Wszechobecna presja przyczynia się do wyznaczania nierealnych celów, których osiąganie staje się celem samym w sobie. Nieprzepracowany perfekcjonizm może doprowadzić do niebezpiecznych konsekwencji, zaburzeń psychicznych i duchowych.

Problemy Pawła związane z perfekcjonizmem miały swój początek już w dzieciństwie. Oczywiście w tamtym czasie i przez kolejne wiele lat ich sobie nie uświadamiał. Przesadne dążenie do perfekcji przejawiało się przede wszystkim na płaszczyźnie edukacji. Pomimo świetnego przygotowania do testów i innych zaliczeń zawsze obawiał się, że nie otrzyma satysfakcjonującej go oceny. Odpoczynek następował w czasie wakacji, lecz w chwili powrotu do szkolnej rzeczywistości w jego wnętrzu rozgrywał się prawdziwy dramat. Chęć zadowolenia samego siebie stawała się codzienną walką o przetrwanie, która nie pozwalała w pełni cieszyć się życiem. Perfekcjonizm przejawiał się również w relacjach z rówieśnikami – nierealnej chęci zadowolenia wszystkich wokół.

Drzazga z dzieciństwa raniąca duszę

Kolejną sferą, w której objawiało się nieuporządkowane dążenie do doskonałości, była duchowość. Na tym polu przybierało ono postać przesadnych skrupułów polegających na doszukiwaniu się grzechów w czynach, które nimi nie były. Kluczową rolę w tym aspekcie odegrał jeden z kapłanów. To właśnie rozmowy z nim rozpoczęły drogę stopniowego zyskiwania świadomości postaw skrupulanckich – następstwa problemów z perfekcjonizmem. Kiedy po pewnym czasie Paweł zdecydował się udać do terapeuty, zrozumiał przyczynę takiego stanu rzeczy. Sięgała ona dzieciństwa, kiedy jedna z przedszkolanek podniesionym głosem obraziła go za to, że popełnił błąd w jednym z zadań. Z konsekwencjami tych słów zmagał się przez wiele kolejnych lat. Do czasu, kiedy naprawdę zrozumiał, że nie może zrobić więcej, niż na dany moment go stać.

Muszę pokonać siebie

Perfekcjonista jest osobą rozdartą wewnętrznie – w swoich myślach i opiniach o sobie. Z jednej strony ma do czynienia z „ja”, które mówi: „jestem zdolny do wielkich rzeczy, bo wiele potrafię”, będącym pozytywną postawą wiary we własne możliwości. Z drugiej strony występuje „ja” mówiące: „albo jestem wielki i potrafię to udowodnić, albo jestem nikim”, które zatruwa życie, czyniąc z niego niemożliwy do wygrania wyścig z samym sobą. W tej walce nigdy nie ma zwycięzcy. Zawsze bowiem jest w nim też „ja” przegrane, powodujące ciągły niedosyt.

Zobacz też: Potęga podświadomości? Wolę potęgę Chrystusa

Żaden perfekcjonista nie uważa siebie za całkowicie bezwartościowego, bo musi posiadać konkretne przesłanki – często ponadprzeciętne zdolności – na których opiera aspiracje do wielkich dokonań. Trudność pojawia się dopiero na etapie wykonywania zadań i obowiązków, ale w taki sposób, by nie popełnić żadnego błędu na etapie ich realizacji. Niestety powtarzalność w tym aspekcie jest niemożliwa. Dodatkowo osoby ze skłonnościami do perfekcjonizmu często posiadają skrzywiony pogląd na własne czyny, a zatem błędne rozumienie pojęcia „nieprawidłowość”, a także zaburzoną zdolność obiektywnego wartościowania – tak naprawdę nie wiedzą, czym jest docelowa „perfekcja” i odczuwają silny lęk przed porażką.

Mocny siłą Jego potęgi

Przesadne skupianie się na perfekcji przekłada się także na obszary związane z religią. Przede wszystkim na osobową relację z Bogiem. Perfekcjonista podświadomie przypisuje Stwórcy własny sposób osądu i posiada mylne wrażenie, że On nie dostrzega jego starań. Często uważa je także za niewystarczające, skupiając się na każdym – nawet najdrobniejszym – potknięciu człowieka. Bardzo ciężko jest wytłumaczyć takiej osobie, że chrześcijaństwo jest stopniowym procesem upodobniania się do Chrystusa. Bez Niego sami nic nie możemy uczynić.

W przesadnej staranności można łatwo popaść w grzech pychy i samowystarczalności. Mamy wtedy do czynienia z poczuciem, że sami możemy się zbawić, bo tylko ode nas zależy nasza świętość. Taka postawa już na starcie gwarantuje porażkę. Wiara uczy pokory, która przejawia się także poprzez akceptację swoich niedoskonałości i każdego upadku. Czasami trzeba całkowicie upaść, aby prawdziwie powstać razem z Jezusem, podnoszącym się kolejny raz na krzyżowej drodze.

Możesz sobie przywołać taki obraz: człowieka, który chce podnieść wielki kamień i nie daje rady, bo nie udźwignie kilku ton, które są przed nim, ale jest za nim wielki olbrzym, który jednym skinieniem palca może wziąć ten kamień i przesunąć w drugą stronę. Jest za tobą Olbrzym, jest za tobą Tytan. Pan Bóg posyła swoich aniołów, rydwany ogniste, żebyś zwyciężył w walce duchowej. […] Jeżeli będziesz opierał się na sobie, przegrasz. Ile razy jeszcze przegrasz, opierając się na sobie, ile razy musisz upaść, żeby zrozumieć: Bądźcie mocni w Panu siłą Jego potęgi? mówił ks. Teodor Sawielewicz w jednym ze swoich rozważań o perfekcjonizmie i pokorze w ramach rekolekcji internetowych #planwalkiduchowej.

Mam prawo być nieidealny

Brak umiejętności akceptowania własnych słabości bardzo często prowadzi do błędnego postrzegania rzeczywistości. Może wydawać się, że życie duchowe jest przepełnione wyłącznie potknięciami i brakiem progresu. Doświadczenie porażki przyczynia się do narastania poczucia wstydu, beznadziei i poważnych wątpliwości – zarówno w kwestach wiary, jak i dotyczących własnej wartości.

Nie boję się w tym miejscu postawić tezy, że źródłem właśnie takiego zero-jedynkowego sposobu oceniania własnych postaw i uczynków w dorosłym życiu jest szkolny sześciostopniowy system oceniania zachowania w wieku dziecięcym. Polska jako jedna z niewielu państw wciąż obstaje przy tej metodzie, podczas gdy wiele krajów decyduje się na wariant opisowy. Na początku każdego roku szkolnego każdy uczeń otrzymuje konkretną pulę punktów (gwarantującą najczęściej zachowanie „dobre”), do których są dodawane kolejne lub przeciwnie – odejmowane za czynności określone w statucie szkoły. Punkty są dokumentowane w tzw. zeszyciku uwag, a końcowy stan w połączeniu z opinią nauczyciela podsumowuje ocenę z zachowania.

Co znaczy być bardzo dobrym?

Sam pamiętam sytuacje, kiedy zapomnienie o poproszeniu rodzica o podpis pod proponowaną oceną semestralną skutkowało uwagą kosztującą 10 czy 15 punktów ujemnych. Czy człowiek nie ma zatem prawa zapominać z różnych przyczyn albo zupełnie bez powodu, co przecież jest normalne? Osoba wychowywana w takich warunkach podświadomie zyskuje przekonanie, że nawet najmniejszy błąd będzie karany. Dodatkowo dochodzi w tym przypadku aspekt wrażliwości konkretnej osoby – czy bardzo ją to dotknie, czy też nie. Aby zdobyć punkty dodatnie, wystarczyło z kolei np. wykonać dekorację sali czy przynieść gąbkę do ścierania tablicy.

Można więc wysunąć wniosek, że etykietę „bardzo dobre dziecko” można kupić. Są oczywiście również takie formy postępowania, które są słusznie nagradzane i karane, ale celowo skupiłem się na tych, które w mojej opinii stanowią niepozorne, lecz poważne zagrożenie dla światopoglądu, psychiki i sumienia dorastających pokoleń. Później ponownie leczymy skutki, pomijając przyczyny – z wielkim zdziwieniem, skąd tak częste problemy z samoakceptacją, perfekcjonizmem i wieloma innymi zaburzeniami, które nieraz kończą się tragicznie.

Zakaźny perfekcjonizm

Wewnętrzne przekonanie o niemożności mylenia się i popełniania uchybień można też nieświadomie przekładać na relacje z drugim człowiekiem. Skoro ja wiele od siebie wymagam, to dlaczego ktoś nie miałby? – myśli perfekcjonista. Niestety, mimo że sam został poraniony przesadnymi wymaganiami, zaczyna żądać perfekcji innych. Znalezienie takich ideałów nie jest możliwe, dlatego perfekcjoniści nierzadko czują się samotni, myśląc, że „to przecież z wszystkimi coś jest nie tak”, bo każdy ma jakieś wady. W taki sposób zatacza się tragiczne koło, bo poprzez taką postawę kolejne osoby wpadają w sieć perfekcjonizmu i zarażają nim następnych.

Czy szanuję siebie?

Przesadne oczekiwania wobec własnej osoby przyczyniają się do budowania ogromnego napięcia życiowego. Nawet jeśli udaje się osiągnąć bardzo wielkie sukcesy, nigdy nie są one wystarczające, aby zaspokoić nieskończone ambicje. Wręcz przeciwnie – pojawia się uczucie strachu, że nie uda się utrzymać wysokiego poziomu na dłużej. W przypadku wymogów dot. samorealizacji, ulgi może nie przynosić nawet świadomość bycia docenionym przez innych, która wielu ludziom wystarcza. W tej sferze również może kryć się przyczyna perfekcjonizmu.

Wspomniane pojęcia samorealizacji i uznania zostały dogłębnie przeanalizowane przez Abrahama Maslowa – amerykańskiego psychologa, który w 1943 roku w swoim dziele Motywacja i osobowość sklasyfikował kategorie ludzkich potrzeb, nazwaną w późniejszym czasie tzw. piramidą Maslowa. Ułożył je według następującej hierarchii (od potrzeb niższego do wyższego rzędu): fizjologia, bezpieczeństwo, miłość i przynależność, szacunek i uznanie oraz najwyżej – samorealizacja. Istotę tego układu stanowi zasada, że potrzeby muszą być zaspokajane po kolei – bez niższej nie można w pełni zaspokoić kolejnej. Zatem najwyżej położona samorealizacja nie jest możliwa bez uznania i szacunku, na które składa się nie tylko wspomniane docenienie z zewnątrz, ale zdecydowanie trudniejsze dla perfekcjonisty poważanie w stosunku do siebie, oparte na samoakceptacji (potrzebie miłości i przynależności).

Pokora lekarstwem na perfekcjonizm

Nieszanowanie siebie może być przejawem jednego z 7 grzechów głównych – pychy, będącej rezultatem błędnego pojmowania własnej wartości. Może ona być związana z niepewnością i odczuwanymi kompleksami lub przeciwnie – przesadnym samouwielbieniem i wyniosłością. O tym drugim przypadku pisze Sam Guzman w książce Katolicki dżentelmen:

Źródłem naszego strachu i obrzydzenia związanego z przegrywaniem jest głębokie przekonanie o tym, że jesteśmy lepsi i silniejsi niż w rzeczywistości. Kiedy porażka pokazuje co innego, kiedy zostajemy upokorzeni przez swoje błędy, skręca nas z przerażenia. „Z pewnością jestem lepszy” – myślimy. A rozczarowanie, jakie odczuwamy w związku z ujawnieniem się naszej prawdziwej słabości, może skutkować złością na siebie i na Boga. A to pycha, i to poważna.

Poznaniu obszarów życia ogarniętych pychą, a także walce z nią może służyć modlitwa, którą ułożył hiszpański kardynał ks. Rafael Merry del Val y Zulueta – „Litania pokory”.

Perfekcjonizm rodzi skrupuły

Skoro perfekcjonizm przekłada się na relację z Bogiem, jasne jest, że dotyczy także życia sakramentalnego. W jaki sposób? Oto jedno z pytań, które wielu katolików zadaje kapłanom: „Jak odróżnić grzech lekki od ciężkiego?”. Katechizm Kościoła katolickiego określa trzy warunki zaistnienia grzechu śmiertelnego. Po pierwsze musi dotyczyć materii poważnej. Po drugie być popełniony z pełną świadomości. A po trzecie czyniony za całkowitą zgodą. Z kolei grzech powszedni jest popełniony wtedy, gdy w materii lekkiej przestrzega się normy prawa moralnego lub też, gdy nie przestrzega się prawa moralnego w materii ciężkiej, lecz bez pełnego poznania albo bez całkowitej zgody (KKK 1862).

Kluczowym terminem w tych definicjach jest wspomniana „materia”. To właśnie ona przyprawia duchowych perfekcjonistów o zawroty głowy. Katechizm dodaje, że materię ciężką określa dziesięć przykazań (por. KKK 1858). Z pozoru jest to prosta odpowiedź na zadane pytanie, ale dla osoby o poprawnie ukształtowanym sumieniu. Trudności z określeniem materii popełnianych przez siebie czynów bardzo często mają osoby, których duchowość nabierała kształtu równolegle do pogłębiania tendencji perfekcjonistycznej. Częstą wypadkową tych dwóch stanów jest skrupulatyzm (skrupulanctwo religijne).

Zobacz też: Święty Michał Archanioł. Postawić wszystko na Boga

Mały kamyk w bucie

Ze skrupułami zmagało się wielu świętych, m.in. św. Alfons Liguori, św. Teresa od Dzieciątka Jezus czy też św. Ignacy Loyola. Są to subtelne pokusy powodujące wewnętrzne rozdarcie i męczące trudności w ocenie, co jest grzechem, a co nim nie jest. Ich następstwem jest poczucie bycia niegodnym i odrzuconym przez Boga. Problem ten jest bardzo dotkliwy w zwłaszcza przy wątpliwościach związanych z przyjmowaniem Komunii świętej. Psychologia łączy zjawisko skrupulanctwa z objawami zaburzeń lękowych i obsesyjno-kompulsyjnych (OCD), czyli tzw. nerwicą natręctw.

Samo słowo „skrupuł” pochodzi od łacińskiego „scrupulum”, oznaczającego nieznacznej wielkości kamyk, który przykładowo może wpaść do obuwia i utrudniać chodzenie. Łaciński źródłosłów w świetny sposób pozwala zrozumieć, co czuje człowiek zmagający się ze skrupułami. Każdy krok, który chce on zrobić w stronę Boga, kosztuje wiele bólu. Dlatego często nie decyduje się na kolejne kroki, ale stoi w miejscu, co także przysparza cierpienia, ponieważ zazwyczaj ta przypadłość dotyczy bardzo lub właśnie zbyt ambitnych osób, które pragną się rozwijać. Najgorzej jednak, kiedy następuje decyzja o cofnięciu się i nie tylko doskwiera ból, ale następuje stopniowe uciekanie przed bliskością Boga.

Tak źle i tak niedobrze

Mówi się, że czas leczy rany, ale niestety w tym przypadku. Jak w przypadku większości dysfunkcji psychicznych zwlekanie ze zwróceniem się o pomoc może skutkować poważnymi konsekwencjami. Wzmagające się poczucie lęku nie zniknie bez odpowiedniego przepracowania jego przyczyny. Życie przeradza się w wojnę z samym sobą, której nie da się wygrać. Religijność staje się wynaturzeniem chrześcijaństwa przez ciągłe skupianie uwagi na sobie. Czerpanie z najwspanialszego źródła łask, którym są sakramenty Kościoła, powoduje ciągłe rozdarcie i poczucie, że są przyjmowane niegodnie. Sytuacja wydaje się beznadziejna. Osobie starającej się być blisko Chrystusa często towarzyszy lęk przed surowym Władcą oraz – najczęściej mylne – poczucie ciągłego obrażania go swoimi czynami, a nawet myślami. Każda nauka o grzechu czy sądzie ostatecznym budzi strach, a o ofierze krzyża – poczucie winy. Znowu przebywanie z dala od wspólnoty wierzących, będące ucieczką od natrętnych refleksji, wzmaga poczucie odrzucenia, samotności i tęsknoty. Co więc należy robić?

Nie jestem w tym sam

Chociaż wydaje się to banalnie proste, to radą dla nadmiernych perfekcjonistów i skrupulantów jest szukanie pomocy – Boga i człowieka. Pierwszym krokiem do zmiany swojego życia jest wyrobienie w sobie nawyku ciągłego dziękowania Bogu za dary, którymi obdarza człowieka każdego dnia. To najłatwiejsza droga do zobaczenia na własne oczy Jego wielkiej miłości. Uświadomienie sobie, że miłość i miłosierdzie nie mają granic, przyczyni się do zmiany błędnego obrazu Stwórcy – z gromowładnego boga na kochającego Ojca, który nigdy nikogo nie odrzuca. Nie zawsze jednak wystarcza modlitwa, ponieważ Bóg pragnie działać przy pomocy ludzi, których posyła. W tym wypadku narzędziami w Jego ręku są terapeuci i kapłani. Jako że skrupulatyzm jest problemem z pogranicza psychologii i duchowości, takie dualistyczne wsparcie wydaje się najlepszym „pakietem pomocy”.

Rozmowa z psychoterapeutą najlepiej pomoże zagłębić się we własne wnętrze i odnaleźć te miejsca, w których zrodził się niepoprawny perfekcjonizm. Pomoże uświadomić sobie, w jaki sposób rozlewał się na rozmaite obszary życia. Dla osób zmagających się ze skrupułami, ale nie tylko, konkretnym wsparciem i przewodnikiem po duchowych ścieżkach będzie też stały spowiednik i/lub kierownik duchowy. W przypadku skrupulantów kluczowym może okazać się ten pierwszy. Pomoże on nie tylko rozeznać wagę konkretnych grzechów, ale też ukształtować sumienie w odpowiedni sposób. Przy każdej kolejnej spowiedzi nie trzeba już tłumaczyć mu kontekstu swoich problemów, ponieważ będzie już wiedział o konkretnych trudnościach, co z czasem zniweluje lęk przed sakramentem pokuty i pojednania.

Oczywiście trzeba znaleźć odpowiedniego dla danego penitenta księdza. Może nie być to łatwym zadaniem. Pomimo trudności nie zniechęcaj się. Módl się o dobrego przewodnika i spowiednika, a Bóg w pewnym momencie postawi go na twojej drodze. I wiesz co? Bóg Cię kocha! Takiego nieperfekcyjnego.

Litania pokory

O Jezu cichy i pokornego serca, uczyń serce me
według Serca Twego.
Od mojej własnej woli – wybaw mnie, Panie.
Od pragnienia bycia szanowanym
Od pragnienia bycia kochanym
Od pragnienia bycia wychwalanym
Od pragnienia zaszczytów
Od pragnienia podziwu i uwielbień
Od pragnienia bycia wyróżnianym
Od pragnienia bycia proszonym o radę
Od pragnienia bycia akceptowanym
Od pragnienia bycia zrozumianym
Od pragnienia bycia odwiedzanym
Od lęku przed upokorzeniem – wybaw mnie, Panie.
Od lęku przed wzgardą
Od lęku przed odtrącaniem
Od lęku przed oszczerstwami
Od lęku przed popadnięciem w zapomnienie
Od lęku przed wyśmianiem
Od lęku przed podejrzeniami
Od lęku przed obelgami
Od lęku przed opuszczeniem
Od lęku przed odrzuceniem
Aby inni byli kochani bardziej niż ja – Panie,
udziel mi łaski, bym tego pragnął.
Aby inni byli cenieni bardziej niż ja
Aby w opinii świata inni rośli, a ja się umniejszał
Aby inni byli chwaleni, a ja bym był zapomniany
Aby inni z pożytkiem służyli, a ja bym był
odsuwany na bok
Aby inni byli wyróżniani we wszystkim
Aby inni byli bardziej święci ode mnie, bylebym
został święty na miarę moich możliwości…

Idealne życie?

Redaktor prowadzący portalu SIEJMY.PL

Moje artykuły »

Newsletter

Raz w miesiącu: email z nowym numerem Siejmy