Kontynuujemy naszą podróż adwentową z prorokiem Izajaszem. W II Niedzielę Adwentu przypominamy sobie, że na nas wszystkich czeka pocieszenie od Boga.
Pierwsze czytanie (Iz 40, 1-5. 9-11)
«Pocieszajcie, pocieszajcie mój lud!» – mówi wasz Bóg. «Przemawiajcie do serca Jeruzalem i wołajcie do niego, że czas jego służby się skończył, że nieprawość jego odpokutowana, bo odebrało z ręki Pana karę w dwójnasób za wszystkie swe grzechy».
Głos się rozlega: «drogę Panu przygotujcie na pustyni, wyrównajcie na pustkowiu gościniec dla naszego Boga! Niech się podniosą wszystkie doliny, a wszystkie góry i pagórki obniżą; równiną niechaj się staną urwiska, a strome zbocza niziną. Wtedy się chwała Pańska objawi, razem ją każdy człowiek zobaczy, bo usta Pańskie to powiedziały».
Wstąp na wysoką górę, zwiastunko dobrej nowiny na Syjonie! Podnieś mocno twój głos, zwiastunko dobrej nowiny w Jeruzalem! Podnieś głos, nie bój się! Powiedz miastom judzkim: «oto wasz Bóg! Oto Pan Bóg przychodzi z mocą i ramię Jego dzierży władzę. Oto Jego nagroda z Nim idzie i przed Nim Jego zapłata. Podobnie jak pasterz pasie on swą trzodę, gromadzi ją swoim ramieniem, jagnięta nosi na swej piersi, owce karmiące prowadzi łagodnie».
Rozważanie:
Nadchodzi upragniony czas
Powyższy fragment rozpoczyna drugą część księgi (Deutero-Izajasz) o nazwie Księga Pocieszenia. Jest VI w. przed Chrystusem, a Izrael znajduje się w niewoli babilońskiej. Prorok zapowiada, że kara za niewierność już się wypełniła i zbliża się upragniony czas wyjścia z niewoli (czytaliśmy o tym tydzień temu). To wyjście będzie doskonalsze nawet niż wyjście z Egiptu, a lud zostanie zaprowadzony do Nowej Jerozolimy o wiele piękniejszej od tej, którą opuszczali z płaczem kilkadziesiąt lat wcześniej.
Widzimy zatem, że to czytanie i jego ramy historyczne umieszcza nas dokładnie w środku Adwentu, tzn. radosnym czasie oczekiwania. Pan kieruje do nas adwentowe słowa «Pocieszajcie, pocieszajcie mój lud!» Najpierw zapytajmy się: czy rzeczywiście potrzebujemy pocieszenia? Czy nie możemy się sami pocieszyć? Czy rzeczywiście Bóg nas pociesza? Gdzie jest to pocieszenie? Co On naprawdę daje?
Pocieszenie przez łaskę
Pierwsze pocieszenie od Boga to Jego prowadzenie i nieustanne dawanie łaski. Kiedy prorok Eliasz z polecenia Boga pobłogosławił ubogiej wdowie w Sarepcie Sydońskiej bańkę oliwy, to błogosławieństwo zostało na początku zupełnie niewidzialne. Naczynie się nie napełniło i na jego dnie wciąż zostało zaledwie kilka kropel oliwy. Bańka pozostała tym, czym była wcześniej. Jednak odtąd krople odnawiały się w miarę potrzeby, a bańka, choć prawie zawsze pusta, miała dostateczną ilość oliwy na jednorazowy użytek.
W taki sposób postępuje z nami Pan. Daje codziennie taką porcję łaski, jakiej potrzebujemy: nie za mało, nie za dużo. Nie pozwala, byśmy czuli się właścicielami łaski i że posiadamy ją w pełności i na zawsze. Ta pewność siebie, która pochodzi z nagromadzonych bogactw, wiedzy, znajomości nie ma nic wspólnego z duchem wiary. Dlatego codziennie prosimy, ale z ufnością, że dostajemy, to i tyle czego nam potrzeba.
Pocieszenie przez obecność
Drugie pocieszenie od Boga to Jego nieustanne przychodzenie do nas. Nie żyjemy w jakimś zawieszeniu, że pierwsze przyjście Pana dawno temu się dokonało i że nie ma po nim ani śladu, a na drugie zaś oczekujemy w nieskończoność (choć właściwie się go trochę boimy). Z kolei czekanie na święta Bożego Narodzenia świat uczynił — także nam — wydarzeniem konsumpcyjnym. Św. Bernard z Clairvaux wyjaśnił natomiast, że między dwoma przyjściami Pana nieustannie jest medius adventus, czyli pośrednie przychodzenie Boga. W każdej Eucharystii przez miłość łączymy się z Jezusem, a wraz z Nim z Bogiem: „Oto wasz Bóg! Oto Pan Bóg przychodzi z mocą”. Oznacza to, że we wszystkim trudnościom stawiamy czoło razem z Bogiem.
Pocieszenie wewnętrzne
W końcu Bóg nie chce zaczarować świata, ale go pocieszać przez nas — ciebie i mnie. Widzimy w historii Kościoła, jak Bóg to robił: przez wszystkie wieki przez męczenników, w XIII w. przez św. Franciszka z Asyżu, w XVI w. przez mistyków hiszpańskich (Ignacy Loyola, Teresa z Avila). Ile światła wpuścili do świata… „Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze” (Mt 5,14). Dlatego Adwent jest przede wszystkim rzeczywistością wewnętrzną i ma się przede wszystkim dokonywać w nas. Mamy być ludźmi Adwentu cały czas, tzn. oczekiwać Boga i pocieszać innych własnym doświadczeniem Boga. Tak, Bóg daje siebie jako nasze osobiste pocieszenie, ale zaraz potem „wypycha” nas do pocieszenia innych. Zatem wołanie sprzed tygodnia „Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił” mamy rozumieć nie jako pragnienie bajkowego świata, ale byśmy pozwolili Mu przyjść do siebie, wstąpić na drogę przemiany i rozświetlać świat Jego światłem, które jest w nas.
Lubimy różne postanowienia. A może by zdobyć się na takie: możliwie najbardziej dyskretnie pocieszę w Adwencie chociaż jedną osobę. Nie trzeba wielkich akcji, zbiórek pieniędzy (wbrew pozorom, to niewiele kosztuje). Zadzwoń do babci, pomóż koledze w szkole, zapytaj sąsiada na klatce schodowej „jak żyje?”, uśmiechnij się do pani w sklepie. «Pocieszajcie, pocieszajcie mój lud!»
———————————————————————————
Maryja wzorem oczekiwania
Na zakończenie omówimy sobie kolejny symbol Adwentu. Tydzień temu mówiliśmy o roratach. W ich centrum jest Maryja. Symbolizuje ją wielka świeca zwana roratka: biała (czystość Matki Bożej) z niebieskimi zdobieniami (świętość). Grudzień to czwarty miesiąc w roku liturgicznym poświęcony Matce Bożej (jakie są pozostałe trzy?). Maryja jest wzorem radosnego, pełnego miłości i tęsknoty oczekiwania na narodziny Pana Jezusa. Matko Pięknej Miłości, uczyń z nas ludzi Adwentu.
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
ks. Łukasz Gałązka – kapłan archidiecezji warszawskiej, dekanalny duszpasterz dzieci i młodzieży w dekanacie staromiejskim.