Rozważaniem do Ewangelii z dzisiejszej uroczystości, będzie pewna historia. To opowieść o ludzkich planach, Bożej obietnicy i otwarciu się na natchnienia Ducha Świętego.
Ewangelia (J 15, 26-27; 16, 12-15)
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Gdy przyjdzie Paraklet, którego Ja wam poślę od Ojca, Duch Prawdy, który od Ojca pochodzi, On zaświadczy o Mnie. Ale wy też świadczycie, bo jesteście ze Mną od początku.
Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe. On Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam objawi. Wszystko, co ma Ojciec, jest moje. Dlatego powiedziałem, że z mojego weźmie i wam objawi».
Rozważanie
Zmiana planów
Pewien ksiądz co roku jeździł na czuwanie harcerzy na Jasną Górę. Zawsze było ono dwudniowe, tzn. dzień, nocleg, dzień. W pewnym roku tak ułożyły się obowiązki w parafii, że nie mógł zostać na nocne czuwanie. Buntował się. Nie mógł się z tym pogodzić. Jeszcze z Jasnej Góry dzwonił i szukał zastępstw na poranną Mszę św. Bezskutecznie. Cóż zrobić? Nie miał wyjścia – trzeba było wracać. Przeciągał pobyt na Jasnej Górze, dokąd tylko mógł. W nocy wsiadł do samochodu i pojechał.
W trakcie podróży zobaczył w lesie wielką kumulację świateł. Zwolnił. Był wypadek. W samochodzie były cztery młode osoby. Czekano na straż pożarną, która była niezbędna do tego, by wydobyć osoby na zewnątrz. Ksiądz zapytał, czy żyją. Okazało się, że tak. Zaczął zatem się modlić. Modlił się aż przyjechała straż i zrobiła, co do niej należało. Podwójnie zmęczony wrócił nad ranem do swojej parafii. Zrozumiał, dlaczego nie mógł zostać na Jasnej Górze. Ale to nie koniec…
Spełniona obietnica
Po jakimś czasie przyszła mu do głowy myśl, żeby pojechać do rodziców tych osób i porozmawiać z nimi. Zaczęły się wątpliwości. Po co? Co im powiem? Po co rozdrapywać stare rany? Czy to nie pycha stanąć przed zrozpaczonym rodzicami w nadziei, że doda im się otuchy? Jakimi słowami? Długo bił się z tymi myślami. Jednak wewnętrzne przynaglenie „jedź” nie ustępowało, zatem pojechał. Po tak wielkiej tragedii nie był trudno ustalić miejsca pochodzenia młodych osób. W miejscowości popytał mieszkańców i trafił do właściwego domu. Będąc już przed drzwiami, znowu zalała go fala wątpliwości i już myślał, żeby się wrócić, aż otworzyły się drzwi.
Wyszedł ojciec. Ksiądz się przedstawił, opowiedział o wypadku, że tam był. Tata bardzo się zasmucił, zaprosił go do domu. To smutek nie do opisania. Rozmawiał z księdzem. W pewnym momencie weszła mama. Ojciec przedstawił księdza i opowiedział, że był przy śmierci syna. Mama przysiadła i zaczęła płakać. Potem wpadła w rozpacz. Wstała i wybiegła z kuchni. „Co ja narobiłem? Przecież to było do przewidzenia! Nowy Mesjasz się znalazł”.
Po chwili wróciła. W rękach miała jakieś papiery. Zaczęła opowiadać o synu, że był lektorem, że młody, dobry, zdolny. Aż w końcu powiedziała: „Ksiądz swoim przyjściem do nas uratował moją wiarę”. „Ja? Dlaczego?” – zapytał zaskoczony ksiądz. „Oto <<legitymacja>> pierwszych piątków miesiąca, które syn obchodził. A jedną z obietnic jest to, że Pan Jezus będzie czuwał przy śmierci takiej osoby” (dokładnie: „Będę ich bezpieczną ucieczką za życia, a szczególnie przy śmierci”, ale sens oczywiście ten sam).
Dobre natchnienia Ducha Świętego
Wszystko dla księdza stało się jasne, Teraz dopiero zrozumiał sens całego wydarzenia. Dlaczego nie mógł zostać na Jasnej Górze, dlaczego miał przyjechać do rodziców, a szczególnie do tej zbolałej matki.
Nie lekceważmy dobrych natchnień. Może i ciebie (mnie) Duch Święty popycha do jakiegoś Bożej misji?
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
ks. Łukasz Gałązka – kapłan archidiecezji warszawskiej, dekanalny duszpasterz dzieci i młodzieży w dekanacie staromiejskim.