Duchowość

Nie tak miało być – wiara po rozczarowaniu

Na drodze naszej wiary nieuniknione jest zderzenie się z pytaniem: „Dlaczego Bóg na to pozwolił?”. Może to doświadczenie choroby, może ból po stracie kogoś bliskiego, albo ruina finansowa. Wtedy pojawia się pokusa, żeby zamknąć serce. Bo skoro moje zaufanie Bogu, moje budowanie relacji z nim nie uchroniło mnie od cierpienia, to po co to wszystko, po co dalej się starać?

Bóg, który milczy

Najtrudniejszym momentem w życiu duchowym nie jest ten, gdy brakuje nam czasu na modlitwę, albo chęci. Najtrudniej jest, gdy mimo modlitwy i poczucia, że ciężar problemów nas przerasta, na modlitwie słyszymy tylko ciszę. Wtedy może pojawić się w człowieku rozczarowanie, bunt, a czasem nawet gniew. Pojawiają się emocje, których może czasami się boimy, ale przecież one są zupełnie naturalne, bo są prawdziwe – ludzkie.

Tekst biblijny tego nie ukrywa, a co więcej – daje nam narzędzia, by mimo tego poczucia pustki, wytrwać w nadziei. Jednym z nich jest chociażby Psalm 130 – „Z głębokości wołam do Ciebie, Panie” – z głębokości mojej rozpaczy, mojego bólu, mojego cierpienia. Z głębokości mojego jestestwa, które jest najbardziej moje, prawdziwe. Trudno jest wytrwać w modlitwie cierpiącego. Ale Bóg nas nie opuszcza, co więcej to właśnie wtedy jest najbliżej nas. Bo czy we współtowarzyszeniu cierpiącemu są potrzebne słowa? Najbardziej potrzebujemy obecności.

Rozczarowanie Bogiem czy własnym obrazem Boga?

Często nie zawodzimy się Bogiem, ale własnym obrazem Boga. Mamy przekonanie, że skoro robię wszystko dobrze,  czyli chodzę do kościoła i wypełniam niezbędne minimum, to Bóg musi mnie przed wszystkim obronić. Tylko, czy wtedy Bóg nie staje się w moich oczach bóstwem, którego mogę przebłagać przez wypełnienie odpowiedniego protokołu zachowań?

Jezus nigdy nie obiecuje łatwego życia swoim uczniom, wręcz przeciwnie, mówi:

Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować.

[J 15, 20]

On obiecuje coś innego, mówi, że ich nie opuści, że będzie z nimi:

A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata.

[Mt 28,20]

Co więcej – czy był ktoś, kto miałby tak głęboką relację z Ojcem, jak właśnie Jezus? A mimo to przecież doświadczył cierpienia, odrzucenia i poniżenia. Więc i nas to nie ominie, ale przeżywanie tego z wiarą pomaga je zwyciężyć. Pamięć o tym, że nigdy nie jesteśmy sami oraz że zawsze nadchodzi świt zmartwychwstania może nam dodać siły.

Zaufanie bez gwarancji

Wiara to nie umowa prawna, ale relacja. A w relacji nie ma gwarancji, ale zaufanie i decyzje. Może tak byłoby trochę łatwiej dla nas, ludzi – gdyby wszystko opierało się na pewnej  transakcji. Wypełniasz przykazania? Będziesz zdrowy. Dajesz jałmużnę? Znajdziesz dobrą pracę, itd. Tylko, czy wtedy wciąż mielibyśmy do czynienia z relacją?

A Bogu chodzi o coś zupełnie innego. On pragnie tej autentycznej głębi, ale i szczerości. Może czasem łączy się to z trudem, ale czy nasze relacje ziemskie są inne? Czy tylko jest pięknie i łatwo? U proroka Ozeasza czytamy „Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości”(Oz 10, 4), a nasze ludzkie więzy czasem łączą się z bólem, niezrozumieniem. I oczywiście, od strony Boga relacja zawsze będzie doskonała, ale jest jeszcze druga strona, nasza – ludzka. Nie zawsze doskonała, często obarczona cierpieniem i krzywdą.

Jak nie zgubić nadziei?

Nie ma prostej recepty. Ale na pewno trzeba być szczerym wobec Boga. Nie pomoże udawanie, że wszystko jest dobrze. Tu nie chodzi o wielkie uniesienia, ale po prostu o bycie sobą. Można uciekać przed prawdą, przed konfrontacją z Bogiem, trochę jak Jonasz. Plan Boga na jego życie mu się nie podobał, wiec uciekł w drugą stronę. Ale dopiero na koniec otwiera się przed Jahwe, dopiero na koniec księgi mówi, że nie zgadza się z nim.

Tak może być z naszym życiem. Możemy całe życie uciekać przed Bogiem. Uciekać przed swoimi odczuciami, swoim powołaniem, swoimi pragnieniami. Ale nigdy nie stanąć w prawdzie przed Ojcem i nie powiedzieć mu tego, co tak naprawdę czujemy. A właśnie od tego momentu zaczyna się dialog, relacja. Przede wszystkim bądźmy prawdziwi.

Zaufanie, które boli nie jest końcem wiary, ale może być jej początkiem, momentem zwrotnym w naszym życiu. Gdy w końcu odzyskujemy kontakt z prawdziwym ja. Prawdziwa wiara nie ucieka przed trudnymi pytaniami, ale się z nimi konfrontuje. Czasami pomimo bólu, w trudnym doświadczeniu życia, powtarzając za Hiobem:

Choćby mnie zabił Wszechmocny – ufam.

[Hi 13,15]

Brat mniejszy - bernardyn. Duszpasterz i katecheta. Posługuje w Sanktuarium Matki Bożej Rzeszowskiej w Rzeszowie.

Moje artykuły »

Newsletter

Raz w miesiącu: email z nowym numerem Siejmy