Duchowość

Znak Jonasza i wyzwanie głoszenia Ewangelii w świecie duchowej głuchoty

Człowiek pragnący żyć pełnią wiary, prędzej czy później zderza się z wyzwaniem, jakim jest bycie apostołem w środowisku, które na wiarę nie jest otwarte. To paradoks. Żyjemy w świecie, w którym przez wszystkie przypadki odmienia się słowa „otwartość”, „inkluzywność”, „empatia”. Możemy mówić o czymkolwiek, i będziemy przyjęci. Zaczniemy mówić o Jezusie, i od razu pojawia się drwina, gniew lub duchowa głuchota. Sam Jezus również zderzył się z tymi postawami.

Znak proroka Jonasza – co naprawdę oznacza?

Znak Jonasza ma w Ewangelii dwoiste znaczenie. Nieco inaczej przedstawia go Mateusz (Mt 12, 38-42), inaczej Łukasz (Łk 11, 29-32). Wspólne są słowa Jezusa, iż słuchający Go – „wiarołomni” ludzie – żądają znaku, lecz „żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku proroka Jonasza”. Co dokładnie jest jednak tym znakiem? Mateusz mówi wprost o przebywaniu proroka we wnętrznościach wielkiej ryby jako o zapowiedzi przebywania Syna Człowieczego we wnętrznościach ziemi, a więc o śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa. Łukasz pisze, że Jonasz był „znakiem dla mieszkańców Niniwy”. Ma więc na myśli działalność proroka w bezbożnym mieście, wzywanie do nawrócenia, zakończone – jak wiemy z Księgi Jonasza – sukcesem. Perykopy obu Ewangelistów schodzą się ze sobą w dwóch stychach przedstawiających dzień Pański, kiedy to ludzie z Niniwy oraz królowa Saby oskarżą tych, którzy Jezusa słyszą, ale nie słuchają. Oni posłuchali mężów Bożych, mimo iż byli rangą niżsi niż Ten, który przemawia teraz.

Można by w tym momencie osunąć się w odmęty krytycznej analizy tekstu, wykazywać, iż tekst Łukasza zawiera bardziej spójną relację z kazania Jezusa, że wzmianka o rybie to raczej naddatek teologiczny, wstawka umieszczona w tym miejscu przez redaktorów tekstu Mateuszowego, swoista próba wyciśnięcia znaczenia ze starotestamentalnego orędzia. Jeśli jednak oba teksty znajdują się w Piśmie Świętym, to obu towarzyszy natchnienie i oba winny stać się strawą dla naszego ducha.

Dlaczego świat odrzuca Ewangelię? Współczesna duchowa głuchota

A taką strawą winny się stać. Problem bowiem, choć stary, nie jest przestarzały. To problem duchowej głuchoty. Jak dotrzeć do ludzi, którzy odrzucają orędzie Ewangelii? Do ludzi, którzy mówią: a gdzież są te cuda? Dlaczego Bóg nie zakończy wojen? Czemu na świecie jest zło i cierpienie? Jeśli ktoś zadaje takie pytania głęboko dotknięty przez zło, nie dziwmy się temu, nie dawajmy prostych odpowiedzi, a już na pewno nie uciszajmy. Pytanie bowiem zostało zadane szczerze. Ale może być też pytanie nieszczere. Ewangeliści umieszczają wzmiankę o Jonaszu w towarzystwie innych tekstów, które wskazują na taką możliwość. Jedni twierdzą, że Jezus czyni cuda mocą Belzebuba, inni proszą Go o znak z nieba, a sami zajmują już miejsca jurorów, niczym w telewizyjnych programach typu „Mam talent”. Taką postawę właśnie Jezus nazywa „wiarołomnością”.

Pełno było tego typu ludzi w pobliżu Jezusa. Pełno jest ich wokół nas. Jak głosić? I czy w ogóle głosić? Może lepiej nie rzucać pereł przed wieprze? Czy nie wystarczy, że będę dawał świadectwo moim życiem? Niech zobaczą człowieka, który potrafi połączyć ze sobą niebo i ziemię, sprawy boskie ze sprawami ludzkimi, i że zajmowanie się tymi pierwszymi nie sprawi automatycznie, że tych drugich nie będę ogarniał. A jednak otwarte głoszenie, otwarte przyznawanie się do wiary i mówienie ludziom o zbawieniu w Jezusie Chrystusie jest potrzebne. Jest niezbędne. Żaden inny znak nie będzie dany temu pokoleniu, niż znak proroka Jonasza. Proroka, któremu Bóg powiedział: idź do Niniwy i głoś upomnienie (Jon 1, 2). Samo świadectwo życia nie wystarczy. Potrzebne jest głoszenie wprost, choćby było nazwane głupstwem (1 Kor 1, 21). Nie wystarczyło bowiem, że Jonasz poszedł sobie do Niniwy, mieszkał tam i pracował. Nie wystarczyło, że Jezus żył pośród nas. W pewnym momencie zaczął przemawiać.

Śmierć i zmartwychwstanie

Nie znaczy to oczywiście, że świadectwo nie jest potrzebne. Jest bardzo potrzebne. Pragnąc odkręcić przyrdzewiałą śrubę podchodzimy do niej z całą skrzynką narzędzi. Może tym kluczem? Może innym? Niech Duch nam podpowiada, którym sposobem się posłużyć.

Wróćmy na koniec do tekstu Mateusza, dla którego „znakiem Jonasza” jest śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. Do serca człowieczego przemówi dziwny cud: Ten, który niewątpliwie nie żył, jest wciąż obecny i działa. Tą samą mocą obdarzył tych, którzy idą za nim. Kościół już wielokrotnie w przeciągu dziejów umierał, i wielokrotnie zmartwychwstawał. Zderzył się z synagogą i rzymskimi cesarzami. Mistrza uznano za maga i zwodziciela, jego wyznawców za bezbożników, lecz im bardziej ich szkalowano, tym więcej było chrześcijan. Wolter grzmiał: „Zmiażdżcie nikczemność!”, a wielu wypełniało tę zachętę w praktyce. Ostatnie wieki to czas, w którym chrześcijanie mają wyjątkowo złą opinię. Ciemnogrodzianie albo małostkowi nienawistnicy. Powinniśmy już dawno zniknąć z powierzchni ziemi, a jednak żyjemy. Po ludzku to nie do wyjaśnienia.

duszpasterz w Łodzi; opiekun Żywego Różańca, Kręgu Biblijnego
i Wspólnoty Uwielbienia "Adoratio"

Moje artykuły »

Newsletter

Raz w miesiącu: email z nowym numerem Siejmy