Kultura i sztuka

"Triumf serca" - film o św. Maksymilianie

„Triumf serca” to film, który zaczyna się tam, gdzie zwykle kończą się opowieści o św. Maksymilianie Kolbem. Polsko-amerykańska produkcja przenosi nas do celi śmierci niemieckiego obozu Auschwitz. Obraz ostatnich dni o. Maksymiliana, który oddał życie za współwięźnia, ukazuje nam ogrom cierpienia i dramat męczeństwa. Jednocześnie historia ta zawiera w sobie uniwersalny apel o miłość, która jest silniejsza niż cierpienie i śmierć.

We wrześniu tego roku do kin trafiła polsko-amerykańska produkcja filmowa oparta na prawdziwej historii św. Maksymiliana Marii Kolbego. „Triumf serca” przenosi nas do ostatnich ziemskich dni tego franciszkanina spędzonych w niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz. Wszystko po to, aby ukazać ofiarę oddania życia za współwięźnia, a także siłę wiary, nadziei i miłości, pomimo ogromu otaczającego zła. To również opowieść o indywidualnych historiach życia współwięźniów o. Maksymiliana. Tych, na których również wydano wyrok okrutnej śmierci głodowej i którzy umarli razem ze świętym z Niepokalanowa. 

W „Triumfie serca” żadna opowieść i żaden wątek nie są przypadkowe. Każda postać ma nam coś ważnego do przekazania. Każda relacja i każde zachowanie towarzyszące o. Kolbemu i współosadzonym ukazuje prawdę o ludziach znajdujących się w sytuacji beznadziejnej i krańcowej. Żaden widz nie pozostanie obojętny wobec całej gamy emocji ukazanych w kolejnych dniach bez wody i jedzenia, w atmosferze poniżenia, pod jarzmem przemocy i okrucieństwa ze strony niemieckich oprawców.   

Film ten jest dziełem, które porusza w każdej scenie i każdej swojej minucie. Jest próbą ukazania wielkiej historii, która równocześnie jest pełna kameralności i dramatu zamkniętego w obozowej celi śmierci.

„Triumf serca” to jednak nie opowieść o braku nadziei i upadku człowieka. To prawdziwa historia, niosąca uniwersalne przesłanie: nawet w obliczu największej tragedii nikt nie jest w stanie odebrać nam wiary, nadziei i miłości. Te cnoty tkwią w nas samych – to od nas zależy, czy pozostaną żywe. To więc w istocie film ku pokrzepieniu serc. Owszem, pełen dramatu i okrucieństwa wojny, ukazujący upodlenie i upadek, do jakiego zdolni byli niemieccy oprawcy. A jednak, dzieło porusza właśnie przede wszystkim ostatecznym triumfem tego, co dobre.

Zakończenie filmu może budzić pewne kontrowersje. Czy tak właśnie wygląda koniec, który w rzeczywistości jest początkiem? Z pewnością finał, na który zdecydowali się twórcy, przełamuje patos i dramatyzm obecny w całej produkcji.

„Triumf serca” to film, który warto obejrzeć. Swoją estetyką i prowadzeniem narracji, poruszy on z całą pewnością każdego z nas. Przede wszystkim jednak wywoła w nas refleksję nad rzeczami najważniejszymi, a zarazem najbardziej podstawowymi, na których opiera się nasze człowieczeństwo.

fot. Rafael Film

Założyciel Siejmy. Zawodowo - adwokat w Warszawie. Poszukujący woli Bożej.

Moje artykuły »

Newsletter

Raz w miesiącu: email z nowym numerem Siejmy