nieŚWIĘTY spokój i prawdziwe oblicze św. Franciszka
Wielu widzi w św. Franciszku jedynie pogodnego miłośnika zwierząt, który nie stawia wymagań. Tymczasem jego życie to droga radykalnego nawrócenia, bólu i duchowej walki. Czy potrafimy jeszcze dostrzec głębię świętości, która nie uspokaja sumienia, lecz je budzi? Jakie było prawdziwe oblicze Biedaczyny z Asyżu? Dlaczego tak chętnie zamieniamy świętych w bezpieczne symbole?
Przeczytałem kiedyś komentarz w mediach społecznościowych na temat ogłoszeń duszpasterskich, w których zwracaliśmy uwagę, by pamiętać o sakralnym charakterze dróżek kalwaryjskich. To wyjątkowe miejsce modlitwy, choć powstało jako park sakralny, staje się coraz częściej miejscem rekreacji, która nie licuje z powagą i sacrum dróżek. Osoba oburzona publicznym przypomnieniem przez zakonników, że nie jest to wybieg dla zwierząt, ani miejsce na rozpalanie grillów, stwierdziła, że zapomnieliśmy, iż św. Franciszek bardzo kochał zwierzęta i na pewno się w grobie teraz przewraca, gdy słyszy takie ogłoszenia.
Zmotywowało nas to wtedy, by rozpocząć nagrywanie serii filmów, w których komentujemy odległą postać św. Franciszka z Asyżu w świetle jego życiorysów i tekstów, które pozostawił. Nazwaliśmy to „Odbanalizować św. Franciszka”. Tytuł ten był nieprzypadkowy, gdyż – jak uważam – wielu ludzi widzi w św. Franciszku jedynie pogodnego biedaka rozmawiającego ze zwierzętami, który trochę mało ma wspólnego z realiami życia. Raczej zachęca do beztroski i, jak mówimy, „bujania w obłokach”. Wiadomo, że filmy i treści w nich przedstawiane nie odmieniły globalnego postrzegania Biedaczyny z Asyżu, ale może chociaż jedna osoba zobaczyła w nim o wiele więcej niż tylko miłą postać z sielskich obrazków.
Trochę długi ten wstęp. Chcę jednak zwrócić uwagę na fakt, że lubimy banalizować trudne i głębokie postacie. Lubimy je widzieć po swojemu. Franciszek – ekolog – jest tego dobrym przykładem. Taki święty się nie wtrąca, nie upomina, nie jest wyrzutem sumienia, kocha wszystkich i wszystko, więc nikomu nie zwróci uwagi. Można z nim zrobić na własny użytek właściwie wszystko, a Chrystus, o zgrozo – powiedział, że żaden znak nie będzie dany, oprócz znaku Jonasza, a więc otrzymaliśmy słowa: nawróćcie się do Boga całym swym sercem.
To właśnie zrobił Franciszek. Zwrócił się do Boga całym swoim sercem, wszystko w sobie, na ile mógł i umiał, podporządkował Bogu, Jego woli i zasadom.
Nie stało się to w jego życiu bez poniesienia pewnych kosztów, trudu przemiany. Przeciwnie, wiele go to kosztowało: osobiste zmaganie się ze sobą, mnóstwo wątpliwości, czy dobrze odczytuje natchnienia, znoszenie nieprzychylnych komentarzy i opinii publicznej. Zmiany nie są łatwe.
W ostatnich latach świat franciszkański przeżywa jubileusze 800–lecia powstania Zakonu, zatwierdzenia reguły, pierwszej szopki w Greccio, stygmatyzacji św. Franciszka, obecnie powstania Pieśni Słonecznej, czyli Pochwały Stworzeń.
Ten kochający przyrodę Franciszek rozpoczyna swoją pieśń od przejmujących słów:
Najwyższy, wszechmocny i dobry Panie,
Twoje są uwielbienie, chwała, cześć i wszelkie błogosławieństwo.Tylko Tobie, o Najwyższy, one przynależą,
I żaden śmiertelnik nie jest godzien wymieniać Twojego imienia.
Potem chwali Boga za słońce, choć sam już unika jego promieni, bo stracił wzrok i światło sprawia mu cierpienie, błogosławi Boga za księżyc i gwiazdy, rośliny polne i zwierzęta, choć już sam ich nie może oglądać. Cieszy się ogniem, choć ten sprawił mu ból, bo Franciszek przeszedł operację polegającą na przypalaniu oczodołów rozgrzanym w ogniu metalem. Na koniec chwali Boga także za ludzi, ale w bardzo konkretnej sytuacji. Pisze:
Pochwalony bądź, mój Panie, przez tych, którzy z miłości do Ciebie przebaczają,
znosząc chorobę i niepowodzenia.Błogosławieni, którzy zniosą je w pokoju,
bo przez Ciebie, o Najwyższy, zostaną nagrodzeni.
Poruszające. Bóg jest chwalony, kiedy ludzie sobie przebaczają. Franciszek tę zwrotkę napisał, kiedy dowiedział się o sporze pomiędzy burmistrzem Asyżu a biskupem. Wysłał braci, by ją śpiewali pod ich oknami. Pogodzili się.
Ostatnia zwrotka to pochwała Boga przez śmierć cielesną, którą nazwał siostrą. Jak bardzo trzeba być wewnętrznie dojrzałym człowiekiem, by powiedzieć, że śmierć jest dla mnie jak siostra. Daje do myślenia. Całym sercem zwrócić się do Boga.
Jak daleko posunęliśmy się w tym, by po swojemu postrzegać świętych, rzeczy wielkie, idee wzniosłe? Chyba robimy to, by utrzymać swój status świętego spokoju, tyle, że on wcale nie jest święty.