"Ślimak na pustyni": Nie bądźcie kserokopiami Acutisa i Frassatiego [ROZMOWA]
Wojciech Czuba to 19-letni ewangelizator znany w internecie jako „Ślimak na pustyni”. Choć inspiruje się życiem świętych Carlo Acutisa i Pier Giorgia Frassatiego, podkreśla: „Moja historia nigdy nie będzie ich historią”. Zachęca zarazem do odkrycia własnej drogi świętości.
Miłosz Żemła: Co czułeś w momencie, gdy papież Leon XIV ogłaszał Carlo Acutisa i Pier Giorgia Frassatiego świętymi Kościoła Katolickiego?
W czasie kanonizacji byłem w podróży, ale łączyłem się z moimi przyjaciółmi, którzy byli w Rzymie. Oni przeżywali to wydarzenie z bliską rodziną Pier Giorgia Frassatiego – konkretnie jego siostrzenicą, panią Wandą. Osobiście to właśnie z nim czuję się zdecydowanie bardziej związany niż z Carlo Acutisem.
Dało się odczuć, że było to bardzo ważne wydarzenie, że Pier Giorgio – mimo że nie ma go tutaj z nami – staje się nam coraz bardziej bliski, dlatego że jest bliżej Boga. I tą bliskością Boga może też promieniować, i pokazywać, że można żyć tak jak on – na przekór rodzinie, tradycji, znajomym – dzieląc się wiarą. Zatem towarzyszyła mi zwykła, ale i niezwykła zarazem, radość i bliskość. Myślę, że to ta bliskość połączyła mnie z tymi świętymi i przynagla do tego, żeby próbować żyć jak oni.
Gdybyś miał wskazać świętego, który jest dla Ciebie szczególnym wzorem w misji ewangelizacyjnej, czy byłby to właśnie któryś z dwóch nowych świętych?
Byłby to św. Dominik, założyciel Zakonu Kaznodziejskiego. Uważam, że to jego styl życia – studium, chodzenie z małą książeczką z Ewangeliami, życie w ubóstwie, kaznodziejstwo wędrowne, głoszenie Ewangelii każdemu, ale i jej intelektualne zgłębianie – to właśnie streszcza moje życie. Zanim coś głoszę, muszę najpierw przeczytać. Zanim przygotuję konferencję, muszę się do niej dobrze przygotować – zagłębić się w książki, artykuły, nauki. Obrazuje to również moją wędrowną ewangelizację. Zauważyłem też, że w ostatnich miesiącach w domu więcej mnie nie ma, niż jestem.

Pier Giorgio Frassati nie jest bezpośrednim wzorem mojej misji, ponieważ ja odkrywam swoje powołanie do głoszenia, do studiowania i do tego, żeby być wzorem w słowie. Jednak Pier Giorgio imponuje mi tym, że wychodził ze skostniałej wiary. Myślę, że wielu z nas ma ten problem, że wychodzi z rodzin katolickich, już uformowanych, a ma problem z przedarciem się przez grubą warstwę modlitw i powierzchownej, formalnej religijności do prawdziwego pragnienia żywego Boga.
A Frassati był właśnie kimś takim, kto wywodził się z wiary niemal jurydycznej, a przeszedł do żywej wiary, uczynków i poznawania Chrystusa niemal od początku. Mam świadomość, że wiele osób zmaga się z właśnie takim problemem projekcji rodziny na swoje życie i braku własnej decyzji o wierze.
Mówi się, że młodzi odchodzą z Kościoła, nie modlą się, że już w nic nie wierzą. Czy świadectwo nowych świętych może odwrócić ten trend i pokazać, że wiara jest atrakcyjna również dzisiaj?
Muszę powiedzieć, że ja z żadną z tych tez się nie zgadzam i kiedy słyszę ludzi, którzy mówią: “młodzi odchodzą od Kościoła”, zaczynam się zastanawiać, skąd w ogóle takie głosy się biorą. Kiedy idę do Kościoła, na spotkanie wspólnoty, kiedy jeżdżę na różne wydarzenia – nawet sam organizuję uwielbienia w Warszawie – widzę, że jest tam masa młodych, dojrzałych ludzi, którzy pragną poznawać Boga, być blisko Niego. Chcą żyć wartościami chrześcijańskimi. Pragną być w Kościele.
Co prawda liczebność ludzi w kościołach zapewne nie jest już aż tak spektakularna jak kilkadziesiąt lat temu, ale myślę, że jest bardziej jakościowa. Duża część młodych to właśnie takie osoby jak Pier Giorgio Frassati, które chcą same decydować o swojej wierze, a nie jest to tylko system, w którym się poruszają.
Trzeba odejść od tego utartego sloganu, że młodych nie ma w Kościele. A z drugiej strony jest to, co powiedział abp Galbas: jeśli chcemy w Kościele młodych, to musimy do nich wyjść. Nie możemy na nich czekać. Oni mają swoje miejsca, gdzie się modlą i spotykają. My mamy swoje miejsce – bo sam jestem młody. Może nie zawsze nas widać w kościele w czasie tygodnia szkolnego, ale w wielu parafiach, podczas wieczornych mszy naprawdę jest dużo młodzieży. Ta młodzież nie przychodzi, żeby dopasować się do systemu i modelu katolickości, ale rzeczywiście zaczerpnąć energii od Chrystusa, który umiera i zmartwychwstaje na ołtarzu. To jest piękne: młodzi są w Kościele.
A co powiedziałbyś tym młodym, którzy nie czują się podobni do takich postaci jak Acutis czy Frassati albo mają przekonanie, że nigdy nie potrafiliby być tacy jak oni?
Powiedziałbym, że to bardzo dobrze. Jeżeli ja patrzę na Carlo Acutisa i myślę, że nigdy w życiu nie będę taki jak on, to znaczy, że jestem zdrowym człowiekiem. Historia świętości jest moją osobistą historią – osobistą historią zbawienia każdego człowieka. I moja historia nigdy nie będzie historią świętych Carlo Acutisa, Pier Giorgia Frassatiego, św. Dominika czy kogokolwiek innego. Moja historia będzie historią zbawienia Wojciecha Czuby i wszystkich innych imion, które można wstawić zamiast mojego.
Czytaj także: Masz dwadzieścia lat, musisz osiągnąć sukces? Presja niszczy młodych
Patrząc na tych świętych, mogę brać z nich przykład – patrzeć, jak oni pragnęli Boga, jak oni Nim żyli, jak oni realizowali swój charyzmat i powołanie, ale ze świadomością, że ja nigdy nie będę jak oni. Mogę się nimi zainspirować, próbować do nich dorosnąć. Ale jeśli będę uważał, że ich styl życia nie jest moim, to naprawdę wszystko jest w porządku. Nasze powołanie do świętości polega też na tym, aby je samemu odkryć.
Św. Carlo Acutis nie bał się nowych technologii i wykorzystywał początki internetu, by głosić Ewangelię. Jak dziś – w świecie, w którym social media stały się dla wielu młodych niemal całym życiem – nie zatracić sensu, ale pozostać wiernym Ewangelii, a nie rzeczom doczesnym?
Myślę, że przywiązywanie się do mediów społecznościowych następuje odruchowo. Wraca się ze szkoły i między nauką, odrabianiem lekcji czy spotkaniem się ze znajomymi, siada się z telefonem i automatycznie scrolluje media społecznościowe. Ale po pewnym czasie zaczyna się zauważać, że jest to czymś zupełnie pustym. Ważne jest to, co powiedziałeś, żeby nie zatrzymywać się na czymś przemijającym, ale patrzeć na wieczność. To jest naturalny kierunek i potrzeba człowieka. Człowieka ciągnie do wieczności, do stałości – do bycia czegoś pewnym, bo żyjemy w świecie przemijającym. I czymś, co prowadzi do tej stałości, do wieczności, jest modlitwa.
Tutaj w tej rozmowie nie mówimy o złotych radach – jak w trzech krokach coś zrobić. Pewnych rzeczy nie da się obejść. To jest też prawda Ewangeli, że jeżeli chcę po coś sięgnąć, to muszę podjąć trud. Jeżeli wracam zmęczony ze szkoły i moim odruchem jest wyciągnięcie telefonu, to muszę po prostu się tego oduczyć. Nie ma na to żadnej złotej rady. Tą złotą radą, która zarazem nie jest żadną złotą radą, jest po prostu modlitwa. Potrzeba wyuczenia nawyku wyjmowania różańca, mówienia Ojcze nasz, sięgania po brewiarz, lektury duchowe. Ale to są trudne rzeczy i trzeba się przemóc, bo nauka wiary to dyscyplina, której trzeba uczyć się całe życie.
Mamy pierwszego świętego millenialsa, nazywanego „influencerem Boga”. Jak myślisz, kim mogą być pierwsi święci z pokolenia Z? Czy wyobrażasz sobie, że za kilkanaście, może kilkadziesiąt lat, Kościół będzie wspominał całą grupę świętych „Bożych influencerów”?
Oj, ciężko to sobie wyobrazić. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia jak mogę wyobrażać sobie tych świętych. Wierzę, że świętość jest czymś codziennym i że ci “Boży influencerzy” wcale nie muszą być tymi, których będziemy czcili, bo nie będą wyniesieni na ołtarze. Jednak ci święci XXI wieku – z pokolenia Z, będą tymi, którzy żyją w ukryciu, którzy realizują swoje powołanie, żyją według swojego stanu. Jeżeli więc jestem uczniem, żyję jak uczeń. Jeżeli jestem mężem, żyję jak mąż. Jeśli jestem zakonnikiem, żyję jak zakonnik – pokornie, w ciszy, blisko Chrystusa.
To wszystko, co dzieje się w internecie, to jedno, bo można o Bogu mówić, ale nie spędzać z Nim czasu. Ale świętość w naszych czasach polega na głębokim pragnieniu obcowania z Bogiem i naprawdę żarliwej modlitwie. Trzeba być pobożnym. Chociaż to słowo czasem może brzmieć przestarzale. Ale pobożność to wciąż sposób na świętość. I myślę, że pokolenie Z, mimo że jest pokoleniem internetu, będzie do tego dążyć.
Fot. Vatican Media