Opinie

Religia w szkole: gubimy złoty róg, łapiąc czapkę z piór

Wciąż trwa zaciekły spór toczący się wokół kwestii ilości godzin religii w planach uczniów w polskich szkołach. Jedni popierają redukcję godzin, drudzy są zdecydowanie przeciwni, a jeszcze inni chcieliby całkowitego usunięcia religii z programu edukacji. Problem w tym, że tych godzin mogłoby być nawet pięć, ale to nie znaczy, że rozwiąże to wszystkie problemy dotyczące katechezy.

W ostatnich dniach mogliśmy śledzić pojawianie się kolejnych komunikatów Konferencji Episkopatu Polski, czy to na temat nowego przedmiotu pt. Edukacja Zdrowotna, czy poruszających kwestie katechezy – szkolnej i parafialnej. W najnowszym komunikacie Komisji Wychowania Katolickiego Konferencji Episkopatu Polski czytamy o “krzywdzącej redukcji godzin lekcji religii” i staraniach na rzecz przywrócenia przedmiotu w wymiarze dwóch godzin tygodniowo. Odpowiedzią na ograniczenie czasu nauczania religii w placówkach oświatowych ma być nacisk na działalność duszpasterską przy parafiach – przede wszystkim w ramach katechezy parafialnej, komplementarnej z lekcją religii w szkole.

Mam wrażenie, że cały spór o religię w szkole ograniczył się w dużej mierze do licytacji: “jedna godzina” – “dwie godziny”. Zbytnio skupiliśmy się na liczbach, jednocześnie zatracając istotę całej debaty dotyczącej szkolnej katechizacji. Cisną się więc na usta słowa: nie ilość, a jakość. Jak w każdej dziedzinie, czy to mowa o przedmiotach szkolnych, czy o pracy, czy jakichkolwiek innych czynnościach, można dany czas wykorzystać owocnie lub całkowicie go zaprzepaścić. Podobnie jest z lekcjami religii – niezależnie od tego, czy mówimy o przedmiocie szkolnym, czy o katechezie parafialnej.

Należy się wielki szacunek i wdzięczność tym katechetom, którzy swoją misję – bo to wielka misja kształtowania serc i sumień pokoleń – wykonują z pasją i należytą odpowiedzialnością. Niełatwo przekazywać trudne prawdy w świecie, który z każdej strony przekonuje, że są nieaktualne i pozbawione sensu.

Jednak nie każdemu dane było trafić na nauczyciela religii, który potrafił zaciekawić, rozwiać wątpliwości i pokazać piękno wiary i nauki Kościoła. Przy czym nie jest to przytyk do moich nauczycieli religii, ale wniosek z wielu rozmów z młodymi ludźmi, a nawet kapłanami, którym nie raz zdarzało się mówić o braku kompetencji ich kolegów lub koleżanek po fachu. Nie dziwi więc, że nawet wewnątrz Kościoła i wśród osób głęboko wierzących pojawiają się głosy, że religia w szkole nie ma sensu – ale nie jako idea, lecz w przełożeniu na praktykę.

Ograniczenie godzin religii do jednej w tygodniu wydaje się brutalnym zrządzeniem losu, które dziś, za Stanisławem Wyspiańskim, powtarza nam: „Miałeś, chamie, złoty róg, miałeś, chamie, czapkę z piór”. Godzinę religii – jak wspomnianą czapkę – „wicher niesie”. A próbując ją złapać, nie dostrzegamy, że wymyka się nam z rąk nasz złoty róg – prawdziwa wartość katechezy. Przez wiele lat mieliśmy dwie godziny religii w szkole, ale, jak to często bywa, mądry Polak po szkodzie: znaczenie tego czasu odkrywamy dopiero dziś, gdy właśnie ją straciliśmy. Czy uczniowie będą płakać z tego powodu? Oczywiście znajdą się i tacy, ale nie spodziewałbym się wielkiego poruszenia.

Tutaj tkwi kolejny problem całej debaty toczącej się wokół lekcji religii, że bronienie jej stało się obowiązkiem dobrego katolika – bo tak wypada. “Jak można być przeciwko religii w szkole” – myśli wielu z nas. Ale czy każdy garnie się do zaciętej walki w obronie tej jednej godziny? Bronią jej ci, którzy mają przekonanie, że lekcje religii są gwarantem przekazania wiary młodemu pokoleniu. Jednak trzeba powiedzieć jasno: lekcja religii to nie szczepionka. Nie wystarczy przyjść i “przyjąć dawkę”, aby później skutkowała – potrzeba odpowiedniego składu. Potrzeba właściwego programu nauczania i sposobu przekazywania wiedzy. Jeśli będzie jakość, ilość obroni się sama, bo młodzi ludzie sami będą świadectwem, że ten czas jest wartościowy i staną w obronie religii.

Większość z nas tak naprawdę nie wie, dlaczego to właśnie dwie godziny religii w szkole są odpowiednie. A dlaczego nie trzy? A może właśnie ta jedna w zupełności wystarczy, ale dobrze spożytkowana? Nie przeznaczona na obejrzenie pierwszego lepszego filmu, na zdawanie wyuczonych na pamięć modlitw, ale w każdej minucie wypełniona głębią spotkania z tajemnicą Boga, który jest ciekawy, atrakcyjny, fascynujący. Trzeba zadać sobie pytanie: co zrobiliśmy z religią, że tak wielu uczniów się z niej wypisuje, odchodzi z Kościoła? 

Odpowiedź jest prosta i trudna zarazem. Bo w ciągu tych dwóch godzin w tygodniu, ale i przez całe dnie poza szkołą, nie pomogliśmy im wystarczająco poznać i zafascynować się Bogiem. Trzeba więc zapytać, jakie efekty naprawdę przynosi ten czas, bo za kilka lat może nie być już dana nawet ta jedna godzina religii w szkole i staniemy przed pytaniem, jak wykorzystaliśmy dany czas. Czy wtedy też będziemy się spierać o ilość, czy wreszcie zapytamy o jakość? Można owocnie wykorzystać jedną godzinę, a skutecznie zmarnować dwie. Oby katecheza szkolna miała taką jakość, że godzin na planie zajęć będzie tylko przybywać – nawet jeśli byłyby to wyłącznie zajęcia dodatkowe, bez ocen. Bo nie tylko w godzinach i nie w ocenach tkwi sedno problemu.

Fot. AI/Copilot

Newsletter

Raz w miesiącu: email z nowym numerem Siejmy