Opinie

Nigdy więcej wojny? A wojna światowa trwa "w kawałkach"

W tym roku obchodzimy już 86. rocznicę wybuchu II wojny światowej, która na zawsze odmieniła losy świata. Większość z nas nie pamięta, czym była ta tragedia. Ale czy nie mamy wrażenia, że świat znów zmierza w kierunku całkowitego szaleństwa? Papież Franciszek już w 2014 nazwał to „wojną światową w kawałkach”.

1 września 1939 r. o godzinie 4:45 hitlerowskie Niemcy, atakiem na Westerplatte, rozpoczęły inwazję na Polskę. Po dziś dzień w tym miejscu stoi duży napis: “Nigdy więcej wojny”. Obecnie nie czujemy już zagrożenia zza zachodniej granicy, ale słysząc “wojna”, spoglądamy raczej na wschód i Rosję. Nic zaskakującego, że skupiamy się na najbliższym nam zagrożeniu. Dlatego na mapie światowych konfliktów na czerwono widzimy niemal wyłącznie Ukrainę. Agresja Rosji na Ukrainę poruszyła nas głównie ze względu na naturalny lęk, że ta wojna może wkrótce przenieść się na nasze podwórko. A niewielu Polaków wyobraża sobie uczestniczenie w konflikcie zbrojnym w środku XXI-wiecznej Europy. Nic w tym dziwnego, gdy nad nami latają satelity, Polak niedawno wrócił z kosmosu i trwa rewolucja sztucznej inteligencji.

Polacy patrzyli i wciąż spoglądają na Ukrainę z mniejszą lub większą uwagą, ale inne konfrontacje angażują nas już znacznie mniej. Jeśli mamy wątpliwości, wystarczy zadać sobie pytanie, jak bardzo poruszyły nas informacje napływające z ostrzałów rakietowych między Izraelem i Iranem. Albo jeszcze wcześniej – o tragedii rozgrywającej się w Strefie Gazy, która trwa do dziś. Dotarły do nas medialne przekazy, a niejeden pomyślał: “tam ciągle są jakieś wojny” i żyjemy dalej. Myślimy po prostu: “daleko i nie nasza sprawa”. Obawiamy się jedynie, że zawierucha na Bliskim Wschodzie mogłaby przyczynić się do kolejnej fali migrantów napływających do Europy. Ale czy poza tym tamtejsze sprawy nas interesują?

Wojna nigdy nie jest daleka

“Nie ma konfliktów ‘dalekich’, gdy w grę wchodzi godność ludzka” – mówił jakiś czas temu papież Leon XIV. Podkreślił przy tym, że to na każdym z nas spoczywa odpowiedzialność, aby “zatrzymać tragedię wojny, zanim przerodzi się ona w nieodwracalną katastrofę”. Te słowa ściśle wpisują się w narrację stosowaną przez papieża Franciszka, przestrzegającego przed III wojną światową. Jego zdaniem trwa ona już od kilku lat, ale “w kawałkach”. Czy miał rację? Z danych opublikowanych w The Copenhagen Peace Report 2025 wynika, że obecnie na świecie trwa 56 konfliktów, co stanowi największą liczbę od czasu zakończenia II wojny światowej.

Wojna to nie tylko Ukraina. I choć to stwierdzenie może brzmieć jak “oczywista oczywistość”, dla nas wciąż to ten konflikt pozostaje w centrum ze względu na geograficzną bliskość. W konsekwencji zamykamy się w bańce Europy. Ale może właśnie ostatnie miesiące, kiedy na czele Kościoła stanął człowiek, którego pierwsze słowa, wypowiedziane w rocznicę zakończenia II wojny światowej, brzmiały “Pokój Wam!”, są dla nas znakiem czasu. Apele o pokój na świecie nie będą miały żadnego znaczenia i skutku, jeżeli ludzie, którzy nigdy nie zaznali wojny, nie przyjmą do wiadomości, że ona trwa także w tych zakątkach świata, o których na co dzień się nie mówi. Zwłaszcza Europejczykom potrzeba przejrzenia, że giną ludzie, których ziemi, wiary i kultury nie znamy. To ludzie z Bliskiego Wschodu, Afryki i Azji, których krew jest tak cenna jak nasza.

O wielu konfliktach nawet ciężko znaleźć informacje. Może są one dla nas mniej interesujące, mało znaczące, nieodczuwalne w skutkach. Dlatego z tak wielką wdzięcznością spotkały się słowa papieża Leona XIV, który w pierwszych tygodniach pontyfikatu wspomniał cierpiący lud Mjanmy. „Słowa papieża są dla nas źródłem siły. Gdy wspomina o Mjanmie, wiemy, że nie jesteśmy zapomniani” – mówił z nadzieją ks. Peter Sein Hlain, wikariusz generalny archidiecezji Mandalaj.

Każdy ma swoją rację

Dostrzec skalę problemu konfliktów na świecie to jedno, a zrozumieć co i dlaczego się dzieje, to już zupełnie inne wyzwanie. Najgorsze w tej całej “wojnie światowej w kawałkach” jest to, że coraz trudniej o jasność moralną oraz podział na agresorów i ofiary. Ocena nie zależy dziś tylko od faktów, ale przede wszystkim od tego, z jakiej pozycji przyglądamy się danemu konfliktowi.

Niedawno Iran protestował przeciwko “łamaniu prawa międzynarodowego” przez Izrael atakujący Iran i Strefę Gazy. Jednocześnie to właśnie irańskie drony Shahed rujnują ukraińskie miasta i zabijają dorastające tam dzieci, tak samo niewinne jak te z Palestyny, które z kolei giną pod izraelskimi bombami. Nad wszystkim wisi niekończąca się “zimna wojna” między Rosją i Stanami Zjednoczonymi. Rosja wykorzystuje irańską broń do ataków na Ukrainę, ale potępia działania Izraela. Zaś Stany Zjednoczone popierają i dozbrajają broniących się Ukraińców, ale w tym samym czasie nie potępiają działań Izraela w Gazie. Ponadto dołączają do ataku na Iran i tamtejszy program nuklearny. Czy w tym poplątaniu można jeszcze wskazać dobrego i złego gracza na światowej szachownicy? Dzisiaj trzeba uczciwie przyznać: to niemal niemożliwe. Każdy ma swoją „rację”, a cierpią niewinni.

Globalny chaos, moralny labirynt

Dotarliśmy do moralnego labiryntu, w którym świat zupełnie się zatracił i nie wie, dokąd zmierza. Obecnie można więc nadal traktować słowa zmarłego papieża Franciszka jako przesadę albo dostrzec, że świat nie kończy się na Europie. Potrzeba dużo krytycznego myślenia, aby zrozumieć, jak dzisiaj naprawdę wygląda nasz świat bez makijażu. Ale może najważniejszą kwestią jest to, jak będzie wyglądał on jutro. Oby nie przypominał ruin ukraińskich miast czy gruzów Palestyny. Oby nie brzmiał jak krzyk cierpiących Sudańczyków ani płacz dzieci z Mjanmy. Czas wziąć sobie do serca słowa papieża Leona: “Nie możemy zapominać o braciach i siostrach, którzy cierpią z powodu wojen”. Może i Franciszek miał rację, że trwa „wojna w kawałkach”, ale to od nas zależy, czy w kawałkach będą nasze sumienia, połamane obojętnością.

Czytaj więcej:

Newsletter

Raz w miesiącu: email z nowym numerem Siejmy