Opinie

Nauka to godna wiary. Laicyzacja a siła Ewangelii

Ostatnio o tym głośno. Kilkanaście dni temu opublikowano raport, z którego wynika, że Polska jest obecnie najszybciej laicyzującym się państwem na świecie. Dane statystyczne są twarde, z nimi się nie dyskutuje, ale wyjaśnienie przyczyn tego kryzysu, w mojej opinii już jest sporą nadinterpretacją.

Laicyzacja galopuje

To, że coraz mniej ludzi w Polsce przyznaje się do praktykowania wiary nie jest tajemnicą. Wiemy też, że borykamy się z ogromnym spadkiem młodych mężczyzn wstępujących do seminariów i zakonów, także dotyczy to dziewczyn, które wybierałyby życie w klasztorze.

Taki przełom nastąpił zupełnie niedawno. Eksperci wskazują, że jednym momentem była pandemia COVID19, drugim strajki kobiet w związku z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego, który stwierdził, że aborcja ze względu na ciężkie i nieodwracalne upośledzenie dziecka w łonie matki jest sprzeczna z Konstytucją. 

Głosy ekspertów

„Dane statystyczne wskazują wyraźnie, że odchodzenie od praktyk religijnych przez Polaków postępuje najszybciej właśnie wśród młodzieży. Według badań CBOS-u z lat 1992-2022 wśród osób z przedziału wiekowego 18-24 lata odsetek praktykujących regularnie spadł z 69 do 23 procent” – czytam w komunikatach medialnych.

Profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, socjolog, w komentarzu odniosła się do przeszłości, w której wysoka pozycja Kościoła katolickiego miała związek z historią kraju. Przez setki lat pełnił on funkcję nośnika tożsamości narodowej i reprezentanta narodu wobec reżimów, zwłaszcza w czasach zaborów i komunizmu – zaznaczyła.

Jej zdaniem postrzeganie roli Kościoła katolickiego zmieniło się jednak wyraźnie w ostatniej dekadzie – zwłaszcza podczas rządów Zjednoczonej Prawicy. Jak dodała, Kościół mocno zaangażował się wtedy politycznie, opowiadając się po stronie partii rządzącej. Występował przeciwko społeczności LGBT+ i był postrzegany jako współodpowiedzialny za zaostrzenie prawa aborcyjnego.

Naprawdę?

Stanowczy głos Kościoła w obronie życia dzieci nienarodzonych, upominanie się o biblijny obraz człowieka, pokazywanie ze strony Kościoła ideologii gender jako tej, która niszczy człowieka, przestrzeganie przed jej niebezpieczeństwem jest upolitycznieniem Kościoła?

Jeśli podzielilibyśmy taką tezę, swoją drogą funkcjonującą wśród ludzi w szerokich kręgach, to po stronie tych, którzy upolitycznili wiarę i są winni sojuszu Kościoła z tronem, musielibyśmy postawić również papieża Franciszka, który często wypowiadał się na te tematy, zwracając uwagę, że „aborcja jest morderstwem”, „płatnym zabójstwem”, „eliminowaniem życia”. Podczas Międzynarodowego Szczytu Praw dziecka Ojciec Święty mówił o aborcji jako „ludobójczej praktyce”.

Czytaj także: Święty na dziś i na jutro. Co mówi do nas Carlo Acutis?

Stanowczy głos papieża słyszalny był także – ale jakoś nie przebijał się w wielu mediach – odnośnie do ideologii gender. „Zaciera różnice i sprawia, że ​​wszystko jest takie samo; wymazywanie różnic jest wymazywaniem człowieczeństwa” – powiedział Franciszek do uczestników międzynarodowego sympozjum w Watykanie pod hasłem „Mężczyzna- kobieta, podobieństwo Boga. Dla antropologii powołań”. Jednocześnie papież często podkreślał, że Kościół nigdy nie potępia człowieka, ale grzech, który człowieka zwodzi na manowce i sprowadza wewnętrzną ruinę. Apelował o dialog i szacunek dla wszystkich ludzi.

Zróbmy sobie swoją wiarę

Niedawno w jednej z gazet ukazał się artykuł o tym, że katolicy tak chętnie przyznają się do Jezusa, uważają Go za swoją głowę, a przecież nie był taki dobry… Nazywał innowierców żmijami i obłudnikami.

„Kościół stara się pokazać wypowiedzi Jezusa jako bardzo szlachetne, ale one takie nie są. Niewierzący to chwasty, żmije, psy, wieprze – mówi filozof religii, profesor Uniwersytetu Szczecińskiego” – czytamy. Redaktor pyta: Skąd pana zainteresowanie Ewangeliami? Profesor odpowiada: – Od lat wydawały mi się przemocowe. Również wtedy, kiedy studiował pan filozofię na KUL? – Nie, wtedy byłem pod wpływem Kościoła.

Zgodnie ze stwierdzeniem św. Pawła, nauka Chrystusa „jest godna wiary i zasługuje na uznanie”. Ale wielu ludzi dzisiaj owszem – chce mówić do Boga: Panie, Panie! Nadal nazywa Boga Panem, ale nie ma nic wspólnego z wypełnianiem słów Bożych. Mam w głowie swoją wizję i nikt mi nie będzie narzucał.

Z tym mamy problem

Mamy problem z tym, że nie lubimy, gdy ktoś nam coś narzuca, lub zmusza do czegoś. Walczymy o wolność na różnych życiowych polach. I to dobrze, bo nawet Bóg dał człowiekowi wolność. Tyle, że źle pojęta może doprowadzić do zniewolenia, bo wypaczony obraz wolności prowadzi do zniewolenia. I tak z walczącego o swobodę, człowiek staje się zakładnikiem własnego ego.

A wiara jest ciągłym nawracaniem się. Wymaga decyzji i zwrotu, zgody na zasadniczo inną, niż powierzchowną postawa wobec świata, jak to miało miejsce chociażby w życiu św. Pawła. Przecież Paweł przed nawróceniem nie był poganinem, „nie był daleki od Boga i Jego prawa. Przeciwnie, przestrzegał prawa, był wierny w tym przestrzeganiu do fanatyzmu. W świetle spotkania z Jezusem, zrozumiał jednak, że w ten sposób starał się budować samego siebie. Zrozumiał absolutną konieczność nadania nowego kierunku swemu życiu” – czytamy u Benedykta XVI. I dlatego Apostoł Narodów ma pełne prawo pisać do Tymoteusza: „Zaklinam cię wobec Boga i Chrystusa Jezusa, który będzie sądził żywych i umarłych, i na Jego pojawienie się, i na Jego królestwo: głoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę, [w razie potrzeby] wykaż błąd, poucz, podnieś na duchu z całą cierpliwością, ilekroć nauczasz. Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań – ponieważ ich uszy świerzbią – będą sobie mnożyli nauczycieli”. 

Dlaczego tak mówi? Bo sam doświadczył, że trzeba osobiście przylgnąć do Boga, spotkać Go na głębinach serca, przyjąć Go takim, jaki się objawił, z całym bagażem trudności i wyzwań, a wtedy otrzymujemy wewnętrzną i najpiękniejszą wolność, wtedy czujemy, że On kocha nas ze wszystkim, co boli nas w sumieniu, z każdym upadkiem i dla tej miłości przyszedł. Po takim doświadczeniu pokochania Boga ponad wszystko, Jego prawo nie jest ciężarem, ograniczeniem wolności, przeciwnie, wyzwala.  

Być na czasie?

Kard. J. Ratzinger pisał: „Chrześcijaństwo, które swoje zadanie widzi w tylko w tym, by być na czasie, nie ma nic do powiedzenia i nic nie znaczy. Jest jałowe. Może spokojnie odejść do muzeum…” Nie będzie niosło płomyka nadziei w ciemności świata. Tłumy ludzi mogą powtarzać: Panie, Panie! Jesteś naszym Panem, ale prawo ustalimy swoje, musimy je dostosować do współczesnych warunków, do postępu, jaki osiągnęliśmy. Kiedy jednak pomocy będzie potrzebował człowiek poturbowany przez życie, ze złamanym sumieniem i zdruzgotany przez traumy, pomocy poszuka u tych, którzy niosą w sobie pewien rodzaj wewnętrznego światła, wiarę.

Lekarstwem na sekularyzację nie jest odejście od moralności, czy łagodzenie dekalogu, ale żarliwość i wierność Bogu. Tym bardziej trzeba trzymać się różańca, adoracji Najświętszego Sakramentu i spowiedzi. Nie wolno przyciemniać blasku Ewangelii.

Brat mniejszy, bernardyn. Duszpasterz i rzecznik prasowy Sanktuarium Pasyjno-Maryjnego w Kalwarii Zebrzydowskiej.

Moje artykuły »

Newsletter

Raz w miesiącu: email z nowym numerem Siejmy