Miłujcie więc przybysza, bo sami byliście przybyszami
Przez ostatnie kilka miesięcy obserwujemy w kraju narastające napięcie wokół imigrantów. Przyjmować czy nie przyjmować? A przede wszystkim: jakie powinno być nasze, chrześcijańskie spojrzenie na problem migracji?
Do dyskusji o migracji dołączyły niedawno jasne głosy duchownych – list kardynała Grzegorza Rysia na XVI Niedzielę Zwykłą oraz kazanie kard. Konrada Krajewskiego wygłoszone 31 lipca 2025 roku w Rzymie podczas jubileuszu młodych wywołały silne reakcje opinii publicznej. Ludzie Kościoła znowu zastanawiali się, jak pogodzić słowa hierarchów z obserwacjami życia społecznego.
Co na to Kościół?
Katechizm Kościoła Katolickiego (KKK 2241) mówi: „Narody bogate są obowiązane przyjmować, o ile to możliwe, obcokrajowców poszukujących bezpieczeństwa i środków do życia, których nie mogą znaleźć w kraju rodzinnym. Władze publiczne powinny czuwać nad poszanowaniem prawa naturalnego, powierzającego przybysza opiece tych, którzy go przyjmują.” Zatem wyrazem miłości jest dawanie dachu nad głową tym, którzy tego potrzebują. Skąd więc problem?
Obserwujemy realny świat. Ten sam fragment katechizmu dodaje: „Władze polityczne z uwagi na dobro wspólne, za które ponoszą odpowiedzialność, mogą poddać prawo do emigracji różnym warunkom prawnym, zwłaszcza poszanowaniu obowiązków migrantów względem kraju przyjmującego. Imigrant obowiązany jest z wdzięcznością szanować dziedzictwo materialne i duchowe kraju przyjmującego, być posłusznym jego prawom i wnosić swój wkład w jego wydatki.” Innymi słowy, z jednej strony mamy obowiązek dawać schronienie, a z drugiej – konieczność troski o dobro wspólne i bezpieczeństwo obywateli.
Pismo Święte o migrantach
W wielu miejscach Biblii znajdujemy wskazówki, jak traktować przybyszów. Ze Starego Testamentu warto przypomnieć m.in.:
„Cudzoziemca nie będziesz gnębił ani uciskał, bo sami byliście cudzoziemcami w ziemi egipskiej” (Wj 22,20). „Nie będziesz uciskał cudzoziemca, bo znacie życie cudzoziemca: byliście bowiem cudzoziemcami w ziemi egipskiej” (Wj 23,9). „Jeżeli w waszym kraju osiedli się przybysz, nie będziecie go uciskać. Przybysza będziecie miłować jak siebie samego, bo i wy byliście przybyszami w ziemi egipskiej” (Kpł 19,33–34). „Miłujcie więc przybysza, bo sami byliście przybyszami w ziemi egipskiej” (Pwt 10,19), „Nie uciskajcie wdowy, sieroty, cudzoziemca ani ubogiego i nie zamyślajcie w sercach nic złego jedni przeciw drugim” (Za 7,10).
W Nowym Testamencie znajdujemy przypomnienie tego samego ducha: „Byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie” (Mt 25,35). Ewangelia opowiada też historię Świętej Rodziny: „Gdy oni [Mędrcy] się oddalili, oto anioł Pański ukazał się Józefowi we śnie i rzekł: «Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu; pozostań tam, aż ci powiem, bo Herod będzie szukał Dziecięcia, aby Je zgładzić». On wstał, wziął w nocy Dziecię i Jego Matkę i udał się do Egiptu. Tam pozostał aż do śmierci Heroda” (Mt 2,13–15). „Wspierajcie świętych w potrzebach, przestrzegajcie gościnności” (Hbr 13,2).
Przyjmować czy nie?
Z praktycznego punktu widzenia pytanie bywa dwojakie. Jeżeli migracja jest problemem praktycznym, dotykającym systemów opieki, rynku pracy, bezpieczeństwa, potrzebujemy przejrzystych regulacji. Państwo musi zapewnić prawo, które chroni obywateli, a jednocześnie umożliwia przyjmowanie potrzebujących w sposób uporządkowany: jasne procedury azylowe, skuteczne mechanizmy integracji, wsparcie dla samorządów i organizacji pozarządowych. Dobrze skonstruowana polityka migracyjna minimalizuje napięcia i zwiększa szanse na realną integrację.
Jeżeli natomiast problem jest teoretyczny, polegający na postawach ludzi, lęku przed obcością czy braku woli porozumienia, to dotyczy naszego serca. Jeśli na etapie rozmowy nie potrafimy słuchać i rozmawiać, jeśli reagujemy uprzedzeniami wobec inności, przypominamy sobie scenę z Ewangelii, kiedy uczony w Prawie pyta: „Kto jest moim bliźnim?” I znów to pytanie wskazuje, że problem nie zawsze jest polityczny lecz często jest duchowy.
Richard Rohr, amerykański teolog, w książce „Uniwersalny Chrystus” pisze: „Szczerze mówiąc, Jezus przyszedł bardziej po to, aby nam pokazać, jak być ludzkim niż jak być Duchowym, i jak się wydaje, ten proces jest wciąż na bardzo wczesnym etapie”. Musimy się wciąż uczyć kochać. Nie w sposób naiwny, lecz rzeczywisty: nie traktując drugiego jako potencjalnego zagrożenia, lecz jako dziecko Boga – tego samego Boga, który nas ukochał. Ta debata wymaga od nas dwóch rzeczy naraz: miłości i roztropności. Miłość nakazuje przyjąć potrzebującego; roztropność nakazuje dbać o dobro wspólne i porządek. To trudne zadanie, ale to od niego zależy, czy potrafimy iść naprzód jako wspólnota wierzących i jako społeczeństwo. Jesteśmy w drodze – idźmy nią z odwagą, uczciwością i sercem otwartym na bliźniego.