Opinie

Liturgia jako święta gra?

Czy liturgia może być… „grą”? Brzmi prowokacyjnie, ale właśnie taką bardzo trafną analogię proponuje teolog Romano Guardini.

We analogii żyjącego w latach 1885-1968 teologa nie chodzi o „teatralność” ani o udawanie. Chodzi o coś znacznie głębszego: o rzeczywistość, którą przeżywa się dla niej samej – z miłości do Boga. Poniżej krótki, przystępny przewodnik po najważniejszych intuicjach Guardiniego zawartych w dziele „O duchu liturgii” z 1918 roku.

„My”

Guardini zaczyna od prostego, a jednak przełomowego spostrzeżenia: w liturgii podmiotem nie jestem „ja”, lecz „my”. To Kościół – Mistyczne Ciało Chrystusa – zwraca się do Boga. W prywatnej modlitwie naturalnie odwołujemy się do własnych przeżyć; liturgia natomiast wyprowadza nas ku większemu „my”, uczy oddychać w rytmie całej wspólnoty wierzących. Dzięki temu wchodzimy w rzeczywistość obiektywną, która nie zależy od kaprysów nastroju: Bóg działa, a my zostajemy włączeni w Jego dzieło.

Czytaj także: Wierzyć, ale się nie wychylać?

„Cel i sens”

Z tym wiąże się drugie rozróżnienie: cel i sens. Wiele rzeczy cenimy dlatego, że „się opłacają”. Guardini przypomina, że istnieją również dobra, które nie mają praktycznego celu, a jednak są pełne znaczenia – jak prawda, piękno, modlitwa. Liturgia należy właśnie do tej rodziny: nie jest środkiem do innego rezultatu, lecz celem samym w sobie – aktem czci wobec Boga. Kościół istnieje, by prowadzić do zbawienia; sensem jego życia jest kult. I paradoksalnie, właśnie dlatego liturgia najgłębiej nas przemienia: kiedy przestajemy ją „rozliczać z efektów” i otwieramy się na dar obecności.

„Liturgia jako gra”

W tym świetle lepiej widać, dlaczego porównanie do gry ma sens. Dobra gra wciąga, bo ma wewnętrzną logikę i piękno – gramy dla radości samego grania. Liturgia jest „Bożą grą”, do której zaprasza nas sam Pan: nie po to, żeby „coś załatwić”, ale by być z Nim. Taki sposób myślenia chroni przed dwiema skrajnościami: przed traktowaniem Mszy jak obowiązku do „odhaczenia” oraz przed redukowaniem jej do religijnego spektaklu.

„Reguły”

Jeśli gra, to i reguły. Ryt nie jest kagańcem, lecz mądrością Kościoła, która strzeże misterium i uczy nas języka znaków: postaw, gestów, milczeń, barw, melodii. Guardini mówi o „stylu” liturgii – formie, która odrywa od czystej prywatności i prowadzi ku temu, co wspólne i ponadczasowe. Dzięki temu stajemy przed Bogiem jak żywe dzieła sztuki: prości, posłuszni, wolni od przymusu ciągłego pytania „po co?”. Właśnie tu paradoksalnie kryje się podstawowy wymiar „wychowawczy” liturgii: uczy ona bezinteresowności, dziecięcego zawierzenia, modlitwy, która kocha Boga dla Niego samego.

„Ufność”

Aby to wszystko zaczęło nas realnie kształtować, potrzebna jest podwójna ufność: do reguł i do „graczy”. Po pierwsze, warto zaufać rytowi, nawet jeśli nie wszystko od razu rozumiemy. Ryt prowadzi do życia. Po drugie, potrzebna jest cierpliwa ufność wobec celebransów i wspólnoty: uczymy się razem, z łagodnością, bez narzekania, że „kiedyś było lepiej”. Liturgia nie jest widownią, lecz współcelebrowaniem: każdy ma udział – kapłan, posługujący, lud.

Oczywiście analogia gry ma granice. Liturgia nie jest rozrywką ani sceną dla ludzkich popisów. To działanie uświęcone, przestrzeń sacrum. Zbyt swobodne podejście grozi rozmyciem tajemnicy, a zbyt twarde zabiciem ducha. Potrzebna jest mądra równowaga: wierność formie i żywa wiara. Kluczem jest spojrzenie na liturgię oczami Kościoła: jako na modlitwę Oblubienicy, która oddaje chwałę swojemu Panu.

„O Duchu liturgii” nie jest książką tylko dla tamtego czasu. Guardini podsuwa nam język, dzięki któremu liturgia odzyskuje swój blask: przestaje być ciężarem albo show, a staje się spotkaniem, w którym Bóg bierze nas za rękę i wprowadza w swoje misterium. Może właśnie dziś warto zacząć od prostej decyzji: zaufam rytowi, wejdę w „my” Kościoła, oddam Bogu czas bez kalkulacji. Resztę zrobi łaska. Wtedy naprawdę odkryjemy, że ta „Boża gra” jest najpoważniejszą, a zarazem najpiękniejszą przestrzenią na spotkanie Pana – i że to właśnie ona uczy serce wolności, wrażliwości i miłości.

Brat mniejszy - bernardyn. Doktorant na Papieskim Uniwersytecie Antonianum w Rzymie.

Moje artykuły »

Newsletter

Raz w miesiącu: email z nowym numerem Siejmy