Jeśli Kościół umilknie, kamienie wołać będą
Sprawa jest bardzo poważna. Każda ze stron raczej tak ją traktuje, co pokazuje, że cena jest wielka. Niestety duża część społeczeństwa nie widzi tej powagi.
Początek roku szkolnego. Innego roku szkolnego. Ministerstwo Edukacji wprowadziło nowy przedmiot do szkół, a także ograniczyło godziny katechezy. Argument jest taki, że Kościół nie ma kompetencji, by decydować w sprawach nauczania w szkole, a państwo musi być oddzielone od wpływu duchownych, bo „szkoła to nie ambona”.
Od kilku miesięcy rozgłosu nabrała sprawa usunięcia jednej godziny katechezy ze szkoły. Jeszcze większe oburzenie u wielu wzbudził nowy przedmiot szkolny, który ma być obowiązkowy dla uczniów, choć inne obowiązki są likwidowane, jak np. prace domowe.
Czytam nagłówki w portalach internetowych. Jedne krzyczą o konieczności rozdziału Kościoła od państwa i dlatego kler nie będzie wpływał na decyzje Ministerstwa Oświaty. Inne mówią, że biskupi podkreślają, iż pozbycie się ze szkół jednej godziny lekcji religii jest niezgodne z Konstytucją RP, a program nowego przedmiotu wprowadzanego do szkół o nazwie Edukacja Zdrowotna jest w wielu miejscach niemoralny i niebezpieczny dla rozwoju dzieci. Poza tym rodzice mają prawo do wychowania potomstwa według przekonań własnych i wyznawanych wartości, dlatego nie wolno im narzucać obcej ideologii.
W komentarzach słychać wielki podział. Po stronie pochwalających reformę stają także ludzie, którzy, jak mówimy, co niedziela chodzą do kościoła, jednak w sumieniu to zupełnie im nie przeszkadza, że stanowisko Kościoła jest zupełnie inne niż głośne decyzje ministerialne. O co ta burza?
O człowieka. W zasadzie o jego wnętrze.
Gdzie jest problem?
Odpowiedź na to pytanie nie jest jedna, co nie znaczy, że nie jest konkretna. Zapewne jednak jest skomplikowana i wymaga szerokiego spojrzenia.
Jednym z problemów jest promowana dziś w szerokim świecie mediów, dobrze finansowana ideologia, która ma zawładnąć umysłami ludzi młodych. Jej podstawa wyrasta z markistowskiego podejścia do wizji człowieka, a przewija się w wielu strukturach i ruchach współczesnych, jakie łatwo przyswaja człowiek poszukujący, rozeznający, często buntujący się na świat, jego błędy i dorosłych, którzy nie mają czasu dla młodych. Na sztandarach królują hasła o wolności, co jest wielce poszukiwane przez młodych. I słusznie, bo Chrystus wyswobodził nas ku wolności, jednak źle pojęta wolność, opakowana w kłamstwo, skutkuje wewnętrzną niewolą i smutkiem, który jest owocem zagłuszonego i nie raz zabrudzonego sumienia.
Przypomnijmy sobie historię młodzieńca, który podchodzi do Jezusa i pyta o życie wieczne. Kiedy Chrystus mówi o porzuceniu wszystkiego dla miłości Boga, ten nie jest w stanie pozbyć się niczego, co ma ze sobą lub w sobie i odchodzi smutny. Smutek ten widać często w oczach pogubionych ludzi młodych. Demonstrują go w różny sposób, tak by w końcu ktoś zwrócił na nich uwagę. Już to przez fryzurę, strój czy sposób bycia. Ten niemy krzyk jest często oznaką wewnętrznej rozpaczy, jednak nigdy nie nazwanej. To ofiary zwiedzone przez ową fałszywą wizję: możesz subiektywnie wymyślać siebie na wiele sposobów, a wszyscy inni muszą to zaakceptować i publicznie bić brawo. W innym wypadku są nietolerancyjni.
Musi być miło…
Nowy przedmiot szkolny, Edukacja Zdrowotna, choć zawiera w podstawie programowej elementy godne pochwały, jak nauczanie prawidłowego żywienia, promocję ruchu, sportu, niestety w wielkim stopniu promuje także płytką wizję człowieka. Rodziny tam nie ma. Ojca, matki też nie. Każdy może sobie wybrać. I zajść nad jakąś straszną przepaść wewnętrznej rozpaczy.
Drugim problemem jest to, że wielu ludzi nie widzi w tym zagrożenia dla dzieci. Biskupi są nie z tego świata, powinni myśleć bardziej współczesnymi kategoriami. Poza tym, niech zajmą się problemami wewnątrz Kościoła, bo ich nie brakuje.
Prawdziwe autorytety są dziś na TikTok-u czy w filmach. Nie czepiają się, są dobrze ubrani, zawsze mili i niczego nie wypominają. Trudne słowa na ich ustach nie goszczą, raczej zachęcają do spędzenia życia, jako wiecznej zabawy. Idylla.
Kilka dni temu przeczytałem bardzo doby tekst mówiący o tym, dlaczego komuniści najbardziej bali się św. Jana Pawła II. Kiedy został wybrany na Stolicę św. Piotra w Rzymie, przeczuwali kłopoty. Obawiali się go, ponieważ papież bardzo dbał o ludzkie sumienia jako przestrzeń wolności człowieka, miejsce, w którym słyszymy głos Boga. Tam człowiek sam zdaje sobie sprawę z tego, co jest dobre, a co złe. Jakie wybory przynoszą korzyść, a jakie prowadzą do upodlenia, zgodnie z nauką św. Pawła: Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść. Właśnie po delikatne sumienia młodych ruszyła ta machina.
Im ciemniej, tym bardziej widać, gdzie jest światło
Pewnie jeszcze wiele argumentów można byłoby przytoczyć, wiele płaszczyzn poruszyć. Analiza tak wielkiego i głębokiego zjawiska nie może się zamknąć w kilku akapitach. Nie o to mi jednak chodzi, by wyczerpać temat, poza tym nie mam takich kompetencji. Chodzi o to, że bez Chrystusa człowiek naprawdę się nie zrozumie i nie znajdzie odpowiedzi na najbardziej skryte pytania, jakie nosimy w sobie. Te prorocze słowa papieża z Polski są dzisiaj głośniejsze niż kiedykolwiek. Bez Chrystusa obraz człowiek pozostanie bardzo płytki, ograniczony do okresu pomiędzy datą urodzin a dniem śmierci. Tylko Jezus naucza o życiu człowieka poza doczesnością i tylko On ma słowa życia wiecznego – słowa, które dodają sensu.
W Mediolanie tuż obok wyśmienitej gotyckiej katedry jest jedna z najbardziej znanych galerii handlowych na świecie. Miejsce, za którym wielu tęskni i marzy, by kupić tam znakomity gadżet. Sensu życia jednak się tam nie kupi. On jest w tej katedrze i w każdym innym kościele na świecie.
Nie chodzi więc o wtrącanie się, ale o to, że człowiek jest o wiele bardziej skomplikowany, niż się wydaje i jego wewnętrzne potrzeby nie mogą schodzić na drugi lub trzeci plan. Są tak samo ważne, a może i ważniejsze niż potrzeby zewnętrzne, bo w sercu człowiek może być zawsze wolny, lub nieść piętno strasznego zniewolenia kłamstwem o sobie.
Dobry Pasterz mówi czasem trudne słowa
W 10 rozdziale Ewangelii św. Jana czytamy:
Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, którego owce nie są własnością, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza; dlatego, że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach. Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za owce (J 10, 11-16).
Biskupi otrzymali władzę od Dobrego Pasterza, któremu zależy na życiu wiecznym, nadprzyrodzonym swoich owiec. Nie mogą być najemnikami. Nie mogą uciekać. Jeśli umilkną, kamienie wołać będą, a cena jest wielka. Albo człowieka będziemy zamykać w banalnych i chwilowych kategoriach, albo przyjmiemy prawdę o nas, która jest w Bogu i przynosi prawdziwą wolność.