Opinie

Być ludźmi spotkania. Św. Franciszek z Asyżu a wojna na Ukrainie

Przemierzam w tym tygodniu drogi Ukrainy wzdłuż i wszerz, aby spotkać się z moimi współbraćmi, którzy służą Bogu, Kościołowi i Zakonowi w tym kraju dotkniętym od kilku lat wojną. Myślę o różnych „odcieniach” franciszkańskiego ducha, także na tej ziemi. Od zachwytu nad pięknem stworzenia, bo tego piękna tu nie brakuje, poprzez dostrzeżenie najbardziej potrzebujących, po niesienie pokoju, zwłaszcza w obecnej sytuacji.

Jak patrzeć dziś na Franciszka z Asyżu?

Przeczytałem kiedyś takie zdanie, aby „nie koncentrować się dziś, patrząc na Franciszka z Asyżu, tylko jako na „alter Christus”, na świętym, który koniec końców stał się już niemożliwy do naśladowania – jak w przypadku licznych interpretacji, jakie pojawiły się od XIII do końca XIX wieku – lecz na człowieku, który podąża za swym Panem do samego końca, w całkowitym ogołoceniu się z siebie”.

Myślę, że jest w tym stwierdzeniu coś bardzo życiowego. Święty, zwłaszcza tak odległy, może przemówić do nas tylko wtedy, gdy mamy poczucie, że on także miał taką samą historię życia, albo podobną, jak każdy z nas, że był dotknięty słabością, że on też miał swoje ograniczenia charakterologiczne, jak każdy inny człowiek, zanim przezwyciężył je w całkowitym przylgnięciu do Chrystusa, że brał także czynny udział w wojennych bataliach. Tylko wówczas, gdy przywróci się Franciszkowi jego człowieczeństwo, także pełne cierpień i ran, może on przemówić do ludzi naszych czasów. Tylko wówczas, gdy „sprowadzi się go na ziemię”, może on wskazać zamieszkującym ją ludziom możliwą ścieżkę powrotu do Boga. Takiego Franciszka, takich jego braci i takich nas potrzebuje dziś Ukraina i świat.

Ludzie spotkania

Kontemplacja Boga w stworzeniu. Przekonanie, że stworzony świat jest dziełem Boga, innymi słowy, że wszystko, co człowiek ma jest Bożym darem, wszystko od Niego pochodzi, i życie, i śmierć też są Jego darem. Dostrzeżenie Chrystusa w drugim człowieku, troska o najsłabszych, o bezbronnych, o biednych (na ciele, ale i na duszy, bo tych jest coraz więcej i w Polsce, i w świecie), o wykluczonych, aby nie podeptać godności żadnej ludzkiej istoty. To tylko nieliczne „odcienie” franciszkańskiego ducha. Jednak, będąc w tych dniach w kraju dotkniętym wojną, nikogo nie zaskoczę, jeśli napiszę o innym wymiarze tego ducha. Franciszek z Asyżu chciałby abyśmy byli ludźmi spotkania.

W wielu miejscach świata nie ma dziś pokoju. I w wielu sercach ludzkich nie ma pokoju. Pokój, o którym tak wielu mówi, wydaje się wielkim nieobecnym tego czasu. Chcielibyśmy z pewnością i potrzebowalibyśmy dzisiaj jakiegoś szaleńca, który jak Biedaczyna z Asyżu chciałby się udać do wielu krajów, by przepowiadać pokój, a jeśli to możliwe, spotkać się ze współczesnymi „sułtanami Egiptu”, by głosić im Ewangelię i prosić, żeby się opamiętali.

Kard. Pierbattista Pizzaballa napisał w kontekście wojny w Palestynie takie słowa: „Franciszek wiedział, że prawdopodobnie Ewangelia nie zmieni losów, o których decydują możni tego świata, lecz tak czy inaczej będzie zasianym w sercach ludzi ziarnem, które stopniowo, w nieznanym nam czasie i w niewiadomy nam sposób, przyniesie owoce. Wszak Ewangelia jest wszystkim i świat należy do nas, o ile nie obciążamy się ziemskimi myślami. […] Z taką świadomością Franciszek potrafił przekraczać granice najpierw umysłowe, dopiero potem religijne, polityczne lub wojskowe. Jemu nie wydała się dziwna decyzja o spotkaniu z sułtanem, wrogiem, którego wszyscy chcieliby wyeliminować. Jak na tamte czasy, było to rzeczywiście szaleństwo, lecz my dziś wciąż je wspominamy i sławimy. Wszak to, co my nazywamy szaleństwem, w gruncie rzeczy jest także pragnieniem, które wypełnia serce każdego człowieka w każdym czasie – pragnieniem pokoju”.

Sztuka rezygnacji z siebie

Obserwując z bliska to, co ma obecnie miejsce na Ukrainie, mając przed oczyma słowa Kard. Pizzaballi o Franciszku z Asyżu, myślę sobie, że podróż Biedaczyny do Ziemi Świętej nie rozwiązała przecież żadnego z ówczesnych problemów politycznych. Ale jedno jest pewne, ukazała metodę, która także dzisiaj jest najlepszą drogą dla każdego, kto chce budować świat pełen pokoju wszędzie. Tą metodą jest spotkanie. Promowanie, poszukiwanie, budowanie, strzeżenie woli spotkania. To dotyczy wszystkich, sfer politycznych i społecznych, struktur międzynarodowych i państwowych, ale także nas, wszędzie tam, gdzie żyjemy na co dzień. Wola spotkania się męża z żoną, rodziców z dziećmi, starszych z młodymi i na odwrót, proboszcza z wiernymi, brata z bratem, człowieka z drugim człowiekiem…

Wola spotkania pociąga za sobą konieczność okazania ufności, zostawienia miejsca głosowi innemu niż własny. Nierzadko wymaga to także wyrzeczenia się lub odłożenia na bok czegoś swojego, jakiejś wizji, opinii, oczekiwania… Często spotkanie wymaga odwagi i szaleństwa, wymaga słów: proszę, dziękuję, a przede wszystkim przepraszam. Z pokolenia na pokolenie rożne i przeciwstawne narracje karmią podejrzliwość i wzajemną nieufność, podtrzymując w sumieniach wielu ducha podboju, przemocy, pogardy dla innych od siebie. Te narracje zatruwają liczne serca, które przez to z trudnością są w stanie przyjąć jakąkolwiek propozycję spotkania i coraz częściej mylą pokój z własnym zwycięstwem.

Prawdziwy pokój, zbudowany na szczerej woli spotkania, przyjęcia drugiego, wymaga pewnej drogi nawrócenia. Chodzi o zmianę własnego sposobu myślenia, uwolnienia serca od ducha przemocy, podboju i rywalizacji. Pokój wymaga również prawdy w relacjach. Ile razy doświadczamy niepokoju w sercu z powodu nieprawdy w relacjach z różnymi ludźmi? Pokój wymaga uznania zła popełnionego i doznanego, co nigdy nie jest łatwe i zawsze wiąże się z bólem. Lecz prawda staje się pełna tylko wtedy, kiedy spotyka się z przebaczeniem. Potrzebne jest jedno i drugie.

Nie wystarczy słuchać, trzeba usłyszeć

Przemierzam dalej ukraińskie drogi, spotykam ludzi, widzę ich uśmiechy, ale także ich ból i cierpienie, czuję ich strach i nadzieje. Św. Franciszek z Asyżu pokazał, że słuchać świata nie wystarczy, trzeba go jeszcze usłyszeć. Usłyszeć świat – myślę, że to zbyt odważne. Usłyszenie świata może zaburzyć mój święty spokój, moją strefę komfortu, przyzwyczajenia. Będę musiał coś zrobić, a może się także zaangażować i wziąć odpowiedzialność. Mamy być ludźmi relacji, tworzyć relacje. Umieć i nie bać się spotkać!!! Właśnie tak jak to zrobił Franciszek z Asyżu, kiedy pokazał, że szaleństwo jest możliwe. Tylko tak pokój będzie możliwy.

Brat mniejszy - bernardyn. Definitor Generalny Zakonu Braci Mniejszych. Doktor teologii duchowości.

Moje artykuły »

Newsletter

Raz w miesiącu: email z nowym numerem Siejmy