Styl życia

W poszukiwaniu ścieżek prowadzących do ideału…

Porozmawiamy o wyzwaniach, jakie dziś stoją przed katolikami, szczególnie w Polsce. Spróbujemy poszukać ścieżek, których realizacja zaprowadzić nas może do ideału. Wspólnie postaramy się znaleźć drogi, którymi może podążać katolik, by nie stracić z oczu Chrystusa. Zacznijmy więc może od scharakteryzowania otaczającej nas rzeczywistości.

Z Krystianem Kratiukiem (redaktorem naczelnym portalu PCh24.pl) rozmawia Monika Piosik.

Jakie są te nasze czasy współczesne, w których przyszło nam funkcjonować?

Żyjemy obecnie w świecie, który chce nas całkowicie pochłonąć. Ten świat walczy o naszą duszę po to, by ją całkowicie przejąć. Można odnieść wrażenie, że ta walka toczy się cały czas, od dzieciństwa po późną starość i to na każdej płaszczyźnie naszego życia. Dodatkowo nie można zapomnieć o wielkiej, toczącej się przez wieki, antychrześcijańskiej rewolucji, której udało się zbudować postchrześcijański świat. Polska do kręgu antykultury wstąpiła już jakiś czas temu, mam na myśli, że przejęła tego ducha.

Co tu dużo mówić – ten świat, w którym żyjemy, różni się zdecydowanie od chrześcijańskiego ideału. Mówili o tym wielcy święci Kościoła, jeszcze zanim nasza rzeczywistość stała się taką wielką strukturą grzechu, z którą obcujemy na co dzień. Mówili o tym, zanim promocja grzechu stała się tak powszechna i wszechobecna. Życie w takich realiach, już na dzień dobry jest dla chrześcijanina wyzwaniem. Jest życiem, w którym musi on poświęcać swoje wygody i wolności, rezygnować z osobistej przyjemności na rzecz trwania w łasce uświęcającej. Każdego dnia trafiamy na przeszkody i na pokusy. One są wdrukowane w nas, tak wszechobecne i naturalne, że nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy.

Dzisiejsza kultura masowa proponuje nam rewolucję seksualną, indywidualizm, zabawę i brak odpowiedzialności. Wszystkie te trendy urastające do rangi kultury i bezdyskusyjnych norm zachowania są na wskroś sprzeczne z chrześcijaństwem.

Dokładnie, nie ulega wątpliwości, że dzisiejszy świat jest dla katolika ogromnym wyzwaniem. Czy w takim razie w zachowaniach społeczeństw można znaleźć jakąś prawidłowość?

To, co się dzisiaj dzieje w świecie, nazywam epoką abdykacji. Zacząłem używać tego sformułowania po tym, jak papież Benedykt XVI zrezygnował z pełnienia swojej funkcji i usunął się w cień. Jest mi przykro, że akurat on się na to zdecydował, gdyż moim zdaniem jego decyzja o odejściu przypieczętowała trend, który polega właśnie na kulturze abdykacji. Chodzi mi o to, że ludzie dzisiaj po prostu rezygnują z powierzonych im przez Boga ról. Rezygnują z ojcostwa, małżeństwa, kapłaństwa, macierzyństwa (szczególnie tragicznym przykładem jest decyzja o aborcji), z odpowiedzialności (matki i ojcowie porzucający rodziny – dotyczy to obu stron). Rezygnuje się nawet z odpowiedzialności za słowo, wyraźnie widać to teraz, gdy wymieniamy coraz więcej wiadomości tekstowych. Im więcej piszemy, tym bardziej widoczne są tzw. grzechy języka: obmowa, gadulstwo, wielomówstwo – słowo nic nie kosztuje, a klikane na klawiaturze, tym bardziej.

Dlaczego ludzie tak łatwo rezygnują z siebie, z drogi swojego powołania, czasem nawet z własnego człowieczeństwa? Co może być tego przyczyną?

Przyznam szczerze, że w filmie „Adwokat Diabła” jest taka scena, która – jak to dzisiaj mówią młodzi – zrobiła mi duszę. Grający diabła Al Pacino powiedział: „pycha to mój ulubiony grzech”. Zrozumiałem wtedy, że pycha jest grzechem, z którego wynikają wszystkie inne. Z pychy wynikają chciwość, nieczystość, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, gniew, lenistwo, zazdrość…

Wszystkie te grzechy są nam serwowane dzisiaj wszędzie. Nieustannie z nimi obcujemy i jesteśmy do nich nakłaniani. Dzieje się to na wszystkich płaszczyznach naszego funkcjonowania: od instytucji, z którymi mamy styczność już jako dzieci, czyli szkoła, następnie popkultura, którą wszyscy jesteśmy dzisiaj nasiąknięci.

Dochodzą do tego również relacje społeczne, osadzone w strukturach grzechu, które zbudowała rewolucja seksualna, a dzisiaj głównie rewolucja moralna. Rewolucja moralna jest ostatnim etapem upadku cywilizacji, opisałem tę rewolucję w książce „Jak Kościół katolicki stworzył Polskę i Polaków”.

Wielkim problemem dzisiejszych katolików jest to, że my w Kościele mamy bardzo silną pokusę, żeby przestać ten Kościół rozróżniać od świata. Zlewamy to wszystko w jedną całość, twierdząc, że na tym polega nasza skromność. To my ustępujemy ze swoich zasad i walki o własną duszę. Robimy to na rzecz świata, którego jest wokół nas o wiele więcej, niż Kościoła. Jak gąbka nasiąkamy tym, czym ten świat nas karmi. Zapominamy, że zasady zostały stworzone przez samego Boga, opracowane przez Kościół z Jego natchnienia. Stało się to po to, abyśmy dokonali ziemskiego żywota, w celu jaki został nam powierzony – we współpracy z Bożą Łaską osiągnęli zbawienie. Ileż trudniej jest uzyskać zbawienie jednostkom w społeczeństwie, w którym grzech jest traktowany jako cnota, a nie jako poważne przewinienie. Ludzie na siebie wpływają, nikt nie istnieje w próżni, jeśli grzech będziemy nazywać cnotą, to będziemy absolutnie zgubieni.

W tym, co Pan mówi, jawi się obraz świata nieprzyjaznego, zmuszającego katolików do coraz większych poświęceń. Z czego zatem musimy, czy wręcz powinniśmy dziś rezygnować?

Dzisiejszy chrześcijanin musi rezygnować z całej masy rzeczy, a przede wszystkim z własnego dobrego samopoczucia – kształtowanego przez świat. Musi to robić, żeby zachować swoją duszę (nie stracić jej), bo przecież każdego dnia mówi mu się, że dobrem jest zupełnie co innego, niż to, czym ono w rzeczywistości jest. Dochodzi do tego fakt, że każdego dnia nasi najbliżsi: rodzina i przyjaciele będą zachowywali się zupełnie inaczej niż my. Nie będą nas wspierać w walce o duszę.

Chrześcijanin musi dziś zrezygnować z wielu rzeczy. Oczywiście można pozostać w strefie komfortu i być akceptowanym przez wszystkich, ale wtedy człowiek taki niczym nie będzie różnił się od świata materialnego – który dla katolika jest marnością. Niestety ten dzisiejszy świat jest zepsuty. Mimo to nie nawołuję do całkowitej ucieczki od niego. Ja chcę ten świat odmieniać tak, żeby był jak najbardziej chrześcijański. Nie jestem idealistą – wiem, że on nigdy nie będzie Królestwem Niebieskim na ziemi, ale należy go odczarować. Zrobić to na tyle, na ile to możliwe, po to żeby ludziom łatwiej się było zbawić.

Ta świadomość, że z pewnych rzeczy powinniśmy rezygnować, prowadzi nas do pytania, jak wybrać aktywności, w których warto uczestniczyć. Powinniśmy stawiać opór otaczającej rzeczywistości w zaciszu własnego domu, czy jednak wychodzić do świata?

To za czym się opowiedzieć, gdzie bywać, a czego unikać, jaką postawę przyjąć wobec wyzwań współczesności to wątek, który nazwałbym sprowadzeniem na poziom indywidualny dyskusji między opcją Benedykta a kontrrewolucją.

Konieczność dokonania wyboru pomiędzy tymi dwoma postawami, czyli opcją Benedykta (pozostawanie w cieniu) i kontrrewolucją (wychodzenie otwarcie walczyć ze światem) to znak naszych czasów. Moim zdaniem konieczność opowiedzenia się po jednej ze stron jest fałszywym znakiem czasów. Dlaczego tak uważam? Kościół przez tysiąclecia żył tak, że łączył w sobie różne charyzmaty. Łączył rycerstwo z zakonami klauzurowymi, powołanie męskie z powołaniem żeńskim, franciszkanów i dominikanów, jezuitów i trapistów. Kościół zawsze był domem różnych charyzmatów, w których ludzie mogą w różny sposób realizować swoje powołanie.

Na pewno są tacy katolicy, którzy są przekonani, że wychowali swoje dzieci właściwie w zaciszu własnego domu – wychowali je do wiary. Pomimo tego nie chcą się z tym światem konfrontować, oni właśnie preferują opcję Benedykta. Jest to jakiś rodzaj realizacji misji i powołania. Nie powiem, że taka postawa jest lepsza lub gorsza. Każdy ma swoją drogę i swój sposób dochodzenia do świętości.

Ja jednak reprezentuję ten drugi charyzmat – charyzmat konfrontacji ze światem. Uważam, że należy wychodzić do ludzi po to, aby innym, którzy nie dostrzegli potrzeby wiary, pokazać, iż może ona stać się częścią ich życia. My, jako katolicy, nie jesteśmy i nigdy nie byliśmy amiszami, to nie to. Katolicyzm to Kościół powszechny, gdzie jest miejsce dla wszystkich. Tak więc ci, którzy dzisiaj nie są częścią Kościoła katolickiego, ale po spełnieniu warunków, takich jak np. nawrócenie i chrzest, mogą w tym Kościele miejsce znaleźć. Ono tam na nich czeka. Jak tacy ludzie, żyjący z dala od wiary mieliby poznać ten Boży świat i te wartości – dla nas przecież najważniejsze i tak nam drogie, jak mieliby zaliczyć kolejne szczeble w drabinie do nieba, gdybyśmy się przed nimi zamknęli?

Cały wywiad „W poszukiwaniu ścieżek prowadzących do ideału…” jest dostępny w lutowym (2/2023) numerze bezpłatnego e-magazynu SIEJMY

Zachęcamy również do przeczytania innych wartościowych treści zawartych w tym numerze!

Newsletter

Raz w miesiącu: email z nowym numerem Siejmy