Przemijanie i śmierć to tematy trudne także dla katolika, któremu fakt obcowania świętych i obietnica życia wiecznego wydają się być bardzo bliskie. Kwestie te są skomplikowane przede wszystkim dlatego, że rzeczywistości, która czeka nas po opuszczeniu tego świata, człowiek w żaden sposób nie jest w stanie sobie wyobrazić.
Każdy z nas jednak prawdopodobnie przynajmniej raz zastanawiał się nad tym, jak wygląda Niebo. Nie ma się co dziwić, człowiekiem kieruje przede wszystkim ciekawość i odrobina niepokoju przed tym, co nieznane. W naszych wyobrażeniach na temat rzeczywistości, która czeka nas po śmierci, warto odwołać się do niepodważalnego autorytetu teologicznego. Joseph Ratzinger w swoim dziele „Śmierć i życie wieczne” pisał tak:
„(…) wtopienie własnego <<ja>> w Ciało Chrystusa, pełne oddanie i wydanie własnego <<ja>> Bogu i drugim nie oznacza zatraty mojej jaźni, oznacza jej oczyszczenie, a przez to pełne rozwinięcie jej największych możliwości. Dlatego też niebo jest jednak dla każdego niebem indywidualnym. Każdy ogląda Boga na swój sposób, każdego obdarza pełnią swoją miłością jako istotę jedyną i niepowtarzalną: <<Zwycięzcy dam manny ukrytej i dam mu biały kamyk, a na kamyku wypisane imię nowe, którego nikt nie zna oprócz tego, kto je otrzymuje>> (Ap 2,17). Stąd jest rzeczą zrozumiałą, że Nowy Testament (tak jak cała Tradycja) nazywa niebo <<nagrodą>>. Jest ono bowiem zawsze odpowiedzią na tę właśnie drogę, to właśnie życie tego właśnie człowieka, ze wszystkim, co w życiu przecierpiał i zdziałał. Niemniej jest niebo całkowicie łaską – łaską miłości darowanej człowiekowi przez Boga”.
Czyż nie jest to piękna perspektywa? Nawet ludzie wierzący często nie potrafią w pełni odrzucić swoich egoistycznych pragnień, dlatego w pewien sposób niepokoi ich wizja Nieba jako komunii świętych nieustannie kontemplujących Boga. Człowiekowi wydaje się, że taka komunia, chociaż wiąże się na pewno z nieprawdopodobnym szczęściem, spowoduje całkowitą utratę jego własnego „ja”. Tymczasem ostatecznie w Niebie pozostawiona będzie przestrzeń tylko dla mnie i dla Boga.
Ta perspektywa ma wielkie znaczenie dla człowieka, żyjącego tu i teraz, mierzącego się na co dzień z najróżniejszymi przeciwnościami. Dzięki takiemu spojrzeniu absolutnie każde nasze przeżycie, każde cierpienie i każde doświadczenie nabiera jeszcze większego sensu. Nieskończenie wiele znaczącego sensu. Nawet bowiem, kiedy doskonalimy naszą duszę drobnym gestem, kiedy cierpimy w samotności, kiedy czujemy się zupełnie opuszczeni przez cały świat, budujemy naszą prywatną relację z Bogiem. W tej relacji odbita będzie cała nasza historia życiowa. Bóg w Niebie obdarzy nad naszą indywidualną pełnią, a z tej pełni czerpać będzie cała rzesza zbawionych.
To oznacza także, że nigdy nie można się poddać i że zawsze trzeba pracować nad swoją relację z Bogiem. Nawet najdrobniejszy wysiłek ma sens. W ten sposób pracujemy bowiem nad naszą osobistą relacją z Bogiem – relacją, którą cieszyć będziemy się przez całą wieczność.
Autorką artykułu jest Dominika Meller.